Chrześcijaństwo chociaż piekło opisuje całkiem realistycznie, to raj jednak raczej dość enigmatycznie. Islam jest tu bardziej konkretny i każdemu walczącemu za wiarę obiecuje w nim kilkadziesiąt dziewic. W porównaniu z krajami islamskimi, te europejskie mogą wydawać się prawdziwym rajem. Teraz, dzięki zaproszeniu niemieckiej, jak by nie było „Anielicy” mieszka tam coraz więcej wojowników proroka. Nie dość, że mają tu wszystko nie musząc pracować, to traktuje sie ich lepiej, niż w Indiach „święte krowy”. Tylko, gdzie są te dziewice? Te, które tu widzą, w porwanych ciuchach okrywających wytatuowane ciała, wygladają jakby były wcześniej porwane i raczej nimi już nie są. Czyż można się więc dziwić, że reakcje są dość często wybuchowe? Możnaby przypuszczać, że samooszpecanie jest jakąś formą samoobrony. Przecież mieszkanki nie tylko Berlina już od dawna aby przejść bezpiecznie przez tureckie dzielnice szukały strojów w szafie babci. Lecz nowi przybysze dla takich niewiast „nieczystych”, są od sprzedawców kebabów dużo bardziej niebezpieczni, więc raczej nie o to tu chodzi. Czyżby chodziło jak zwykle, o pieniądze? Zbierana przez różne fundacje, używana odzież, wysyłana jest w większości do krajów, tak zwanego trzeciego świata i stamtąd trafia już raczej na śmietnik. Całkiem możliwe, że to wyznawcy już o mało co świętej Grety, ulegając jej przepowiedniom, wpadli na pomysł przedłużnia tego odzieżowego „recyclingu”. Jednak nie za pomocą cerowania, bo te wyciągniete ze śmietników ubrania, postanowiono, już nie rozdawać, ale sprzedawać i to właśnie tym niedawnym darczyńcom. Ograniczenia emisji dwutlenku węgla, poprzez wyeliminowanie prania i prasowania nie sposób tu zakwestionować. Za pomocą propagandy, przy której ta komunistyczna była amatorszczyzną, dali radę. Z pewnością każdy oburzyłby się, gdyby ktoś zaproponował mu podarty ciuch za darmo. Jednak wystarczyło aby „influencer wrzucił na insta” fotkę w łachmanie aby „ followersi” oszaleli, sporo płacąc za rzeczy, które jeszcze niedawno sami wyrzucali. Ale to jeszcze nie wszystko. Bo prawdziwy szpan jest wtedy jak z dziurawych nogawek czy rękawów widać różne smoki, węże, róże lub różne wersety, których nosiciele nawet nie rozumieją. Trafnie oddaje to dowcip, w którym wytatuowana małolata widząc, że starsza pani, ogląda z niedowierzaniem wytatuowany chiński napis na jej ramieniu, mówi do niej z politowaniem: „babciu, ty nie rozumiesz nowoczesnych czasów”. Na to ta babcia odpowiada: ”możliwe, ale wychowałam się w Chinach i nie potafię tylko zrozumieć dlaczego masz tu napisane: „powtórnie nie zamrażać”. Przypadek wnuczki Millera można uznać za klątwę Lenina, ale dlaczego działa ona tak często nawet na tą bardzo patriotyczną młodzież? Tu też tak jak w śmieciowym jedzeniu, gdzie nim utuczonych, potem się odchudza, znaleziono podobny sposób. I tak gdy Mietek szaleje na widok wytatuowanego na szyji nowej narzeczonej: „kocham Józka”, może się ona udać do salonu usuwania tatuażu. W obu przypadkach trochę usuwalne są szkody wizualne, ale tych zdrowotnych raczej już się nie da. Niegroźne dla zdrowia, może tylko trochę do kieszeni jest oszustwo „influencerów” dotyczące muzyki. Nie chodzi tu o to czego się słucha, bo to osobny temat, a z czego się powinno słuchać. Całkiem niedawno płyty winylowe wymieniliśmy na CD, bo te zapewniały czysty dźwięk, bez uciążliwych szumów i trzasków. Kiedy poziom tworzonej muzyki sięgnął prawie dna, a w dodatku narodziło się mp3, objawiono, że muzyka bez szumów i trzasków jest za uboga i tylko z płyty winilowej, która szumi i trzeszczy można ją właściwie odbierać. Jednak w tym przypadku zamysł ten raczej się nie udał. Nie tylko dlatego, że dla milleniasów obsługa gramofonu w porównaniu ze smartfonem jest dość skomplikowana. Ulegając influencerom, kupowali wprawdzie winyle, których zawartość kopiowali z sieci do telefonów, a same płyty wieszali na ścianie. Jednak w tym nowoczesnym świecie nie przewidziano dla nich zbyt dużej powierzchni ścian w wynajmowanej za zbyt duży czynsz szklannej klatkce, która razem z rowerem i podartymi spodniami stała się symbolem tych nowoczesnych czasów. Zagrani w Wiedźmina, nie zauważają, że wiedźminy z ich korpracji zarabiają na miesiąc, tyle co oni przez całe życie. Ale jednak to dzięki nim, jak już tą swoją śmieciową umowę o pracę będą mogli wyrzucić do kosza, to nawet w nie kupionych, ale znalezionych na wysypisku ciuchach będą wyglądać na ulicy tak samo, jak te wiedźminy, które ich tej pracy pozbawiły. Bo tak naprawdę w tym niby nowoczesnym świecie nic się nie zmienia. Ciągle wygrywają ci, których celem jest to, aby innym droga po rozum do głowy była jak najdłuższa. Kiedyś, gdy bezczelność wiedzminów przebrała miarkę potrafiono pójść na skróty i zburzyć Bastylię lub oddać salwy z Aurory. Teraz kiedy zamknięto ich w sieci, boją się tylko jednego, aby ich dostępu do tej sieci nie pozbawiono. Całkiem sprytnie wykorzystała to polska „dobra zmiana” łapiąc raczej nieobytych z tamtą siecią zwolenników, w sieci swojej, czasami aż żenującej propagandy, za pomocą tygodnika o takiej właśnie nazwie.
1 Comment
Osobiście czuję się podbudowany klimatyczno-ekologiczną aktywnością szwedzkiej nastolatki Grety Thunberg, którą w swoim felietonie Redaktor tylko musnął, a i to z przekąsem. Jako dziadek trzech nastoletnich wnuków, w moim mniemaniu marnujących pozaszkolny czas na wpatrywanie się w smartfona lub ślęczenie przed komputerem ze słuchawkami na uszach, już zaczynałem się martwić co dobrego z nich wyrośnie.
A tu nagle z niczego objawiła się się drobniutka dziewczynka z wolą walki godną Joanny d”Arc i jako reprezentantka swojego pokolenia krzykiem rozpaczy o grożącej światu klimatycznej katastrofie usiłuje wstrząsnąć dorosłymi i zmusić ich do opamiętania się.
Niedawno mój średni wnuk, zamiast jak zwykle po powrocie ze szkoły dopaść komputera i wyłączyć się z życia rodzinnego na długie godziny, przysiadł się do mnie i z przejęciem zaczął opowiadać o akcjach ekologicznych w jego szkole i planach jakie mają na przyszłość. A ja patrząc jak jest przejęty i słuchając jak entuzjastycznie przemawia, pomyślałem z nadzieją – o kurcze! – może te dzieciaki nie są pokoleniem straconym, może sieciowi influencerzy aż tak zgubnego wpływu na nich nie mają skoro pasja i przesłanie Grety do nich dotarły w pierwszej kolejności? Wdzięczny więc jestem młodej skandynawskiej ekolożce, że przywróciła mi wiarę w szczęśliwą przyszłość moich wnuków, ich całego pokolenia oraz każdego następnego, czyli choć nie cofniemy się do epoki Kolumba i z Europy do Ameryki nie będziemy podróżować na katamaranach, to przy tej determinacji młodych jest nadzieja, że końca świata nie będzie!