Czterdzieści lat temu, chyba po raz pierwszy od bitwy warszawskiej wszyscy Polacy byli jak jedna rodzina. Niestety, po krótkim karnawale nastąpił dość długi okres postu, co jako naród pobożny przyjęliśmy nawet ze zrozumieniem. Dobrze, że postulaty stoczniowców spisano na solidnej sklejce i są ciągle czytelne. Widzimy więc, że ci, którzy dzięki Solidarności doszli do władzy, dość daleko od nich odeszli. Postulat trzeci mówił o wolności słowa, a trzynasty o doborze kadry kierowniczej na zasadach fachowości, a nie przynależności. Solidarność „bis” zamiast nowego karnawału przyniosła Polakom nieustanną wojnę pomiędzy niedawnymi towarzyszami w walce z komuną. A już ta, pomiędzy Kaczyńskim i Tuskiem to taka nowa trzynastoletnia. Niestety, disneyowska wersja jedności Donalda i Kaczora w Polsce się nie przyjęła. Przez tak zwaną emigrację solidarnościową, Polska może trochę straciła, ale Polonia, w tym kanadyjska, sporo zyskała. Dobrze więc, że na tegoroczną rocznicę konsulat w Toronto, załatwił 15-minutową iluminację świetlną wodospadu w Niagarze. Szkoda, że nie trwała całe 40 minut, ale nie czepiajmy się szczegółów. Nie sposób jednak się nie przyczepić do wydanej z tej okazji broszury. Prawdopodobnie, ktoś, kto dostał pracę z pominięciem 13-go postulatu, nie tylko nie rozróżnia grafiki od graffiti, ale także polskich barw narodowych. Dlatego zamiast biało-czerwonych widzimy tam czerwono-białe, czyli raczej monakijskie lub indonezyjskie. Dla operatora reflektora w Niagarze mogło to nie mieć znaczenia, ale czy możliwe, aby w sponsorujących to wydawnictwo Ministerstwie Spraw Zagranicznych i spółce Polska Miedź nie mieć nikogo, kto zwóciłby na to uwagę? Rygory bezpieczeństwa „socjalistycznego” skomplikowały uroczystości w konsulacie, musiano bowiem ograniczyć liczbę nie tylko gości, ale też artystów. Muzyków polonijnej orkiestry symfonicznej konsul uspokajał, że jak Skorpionsi mogli grać we czterech, to oni też jakoś sobie poradzą. Co ma piernik do wiatraka, wydało się, kiedy zabrzmiały tam dźwięki „Wind of Changes”, czyli zmiany przyszły z wiatrem. Tylko że to nie był ten wiatr, który powiał w Polsce 40 lat temu. Piosenka ta powstała 10 lat po obchodzonej rocznicy i opowiada o wydarzeniach w ZSRR, bez nawet żadnej wzmianki o naszej wichurze. Może więc i dobrze, że wśród gości nie było kanadyjskich polityków. Tamta Solidarność chciała dobrych zmian, ci nazywający się jej spadkobiercami uznali, że wystarczy tak się nazwać. Obecną zmianę w torontońskim konsulacie też trudno nazwać dobrą, bo chyba po raz pierwszy od czasów PRL-u zaczęto wprowadzać kontrole zaproszonych gości, oraz stosować czarne listy dla „wrogów narodu”, którymi są teraz krytycy tej zmiany. Za jakieś komentarze na tym „fejs-zbuku” zrywa się współpracę z ludźmi, którzy zrobili wiele dla propagowania polskiej kultury w Kanadzie, jak na przykład torontoński teatr polonijny. Pozbywa się polonijnych pracowników, ze szkodą dla Polonii, bo jak ci „sezonowi” się poduczą, to już muszą się pakować. Dla polonijnych dzieci organizowane są dość dziwaczne noce w piwnicznej bibliotece. Podobno dla nauki języka, chociaż w piwnicznym biurze obsługi Polonii jego znajomość pozostawia wiele do życzenia. Córka Polki z Mississaugi, która zapragnęła mieć polski paszport, przeszła z tego powodu prawdziwą gehennę. Kiedy otrzymała całkiem niepotrzebne, bo oboje rodziców są Polakami, ale wymuszone, potwierdzenie obywatelstwa, jej pies, może z radości, trochę nadgryzł dokument. Jednak czytelne zostało, że: „… ada obywatelstwo polskie”. Przecież jakby nie posiadała, to byłoby: „…ada obywatelstwa polskiego”. Czy można jednak temu się dziwić, skoro konsulat stara się pokazać, że Polacy to gęsi i swojego języka nie mają. „Elementarz polskiego dizajnu”, to wystawa zorganizowana tuż przed zarazą, która była raczej kpiną nie tylko z języka, ale też z polskiego wzornictwa. Wśród eksponatów znalazł nawet plakat ze sternikiem z PZPR-u. Przypadkowo, a może nie, na regale przy wyjściu umieszczono koszulkę, która już w czystej polszczyźnie miała nadruk „dziadostwo”, całkiem trafnie podsumowując ten „iwent”. 102 rocznica odzyskania niepodległości może nie jest okrągłą, ale bawić się na 102 jest w polskim języku popularnym powiedzeniem. Niestety, jesteśmy chyba jedynym narodem na świecie, który nie potrafi godnie i radośnie obchodzić swojego święta. Kiedyś ci świętujący w maskach zaczepiali tych niezamaskowanych. W nowej „normalności” tak zaczepiający, jak i zaczepiani są zamaskowani, ot i cała różnica. Polonia w Toronto od „okrągłej” rocznicy świętuje je biegając w zaroślach parku im. Paderewskiego. Chociaż sama forma jest dyskusyjna, to miejsce jak najbardziej odpowiednie, bo tą niepodległość zawdzięczamy w dużym stopniu patronowi tego parku. W tym roku zabrakło tam jednak po raz pierwszy przedstawicieli konsulatu, który zorganizował „niezależny, samorządny” bieg w krzakach swojego ogrodu. Może niezłym pomysłem byłoby, aby dla uczczenia kolejnego polskiego Nobla, biegających w polskie święto nazywać biegunami. Oba biegi były jakby powrotem do przeszłości, bo bardzo przypominały sceny z filmu „Miś”. W parku biegunów było trzech. W ogrodowej sztafecie trochę więcej, więc biegunom i biegunkom, może aby nie pobłądzili, wyznaczono trasę żółtą taśmą BHP. Bardziej pasowałaby tu biało-czerwona, ale wiatr mógłby spowodować, że wyszłoby jak na wspomnianej broszurze. Jednak aby była to impreza na 102, brakowało tu muzyki. Na czterdziestoleciu Solidarności konsul popisał się znajomością przebojów. Czyżby więc nie słyszał o Bayer Full? W Polsce mają na pewno więcej fanów niż Skorpionsi w Niemczech. I co najważniejsze, tak nazwą, jak i repertuarem, wpisują się doskonale w polską rzeczywistość. Dzięki nim nie potrzeba już Solidarności, aby Polacy byli jedną rodziną, wystarczy zaśpiewać im taką piosenkę. A w innej, aby była na czasie, majteczki zamienić na maseczki w takie same kropeczki. Jednak zamiast głośników ustawiono na trasie klatki z siatki, na których uczepiono plansze mające upamiętniać „okrągłą” rocznicę najważniejszego polskiego zwycięstwa. Niestety tak jak w Polsce zamiast łuku triumfalnego, zatriumfowało dziadostwo. Przydały by się jednak te koszulki z wystawy „dizajnu”. Kadencja tej zmiany upływa jesienią drugiego roku zarazy, zaraz po narodowym czytaniu. Szkoda, że Trylogię już tam przerabiano, bo kultowe słowa Kmicica o oszczędności wstydu bardzo pasują do tych wszystkich „dobrych zmian”. Jednak lektura wybrana do przyszłorocznego czytania: „Moralność pani Dulskiej” też jest tu całkiem na miejscu.
1 Comment
Tak podlej holoty u wladzy nie bylo od czasow Bieruta.Dyplomatolki zostali ambasadorami ,kionsulami ,mierni ale wierni sultanowi z Zoliborza.Jedyna dobra rzecza ktora zdarzyla sie w ostatnim czasie to odebranie prawa nadawania audycji radiowych w Kanadzie temu diablowi w ludzkiej skorze z Torunia.Ten obronca zboczonych i zwyrodnialych ksiezy powinien miec zakaz wjazdu do Kanady.