
AWS – aktualności w skrócie nr 7/2011
3 października 2011
AWS – Gdzie jest Hoffman, czyli polonijne ani mru mru – aktualności w skrócie – 9/2011
22 grudnia 2011AWS – aktualności w skrócie – nr 8/2011

Powyborcze refleksje
Tradycji stało sie więc zadość. Nie pomogła obecność na liście „agentów” z kanadyjskiej Polonii mających odebrać głosy partii, która tradycyjnie powinna zwyciężyć w Toronto, bo o to właśnie zostali oni podejrzani w wyborczej odezwie Jacka Szczepińskiego, zamieszczonej w tygodniku Goniec. Ja za namawianie do oddania głosu na Andrzeja Rozbickiego zostałem nazwany lokalnym agitatorem. Chociaż słowo to kojarzy się z oderwaną od rzeczywistości komunistyczną propagandą, to właśnie Jacka tekst bardzo ją przypomina. Uważa on, że słuszny wynik wyborczy może dokonać: „przywrócenia Polsce roli pierwszoplanowej w polityce Unii Europejskiej i na arenie światowej”. Nie bardzo jednak można sobie przypomnieć kiedy to Polska grała pierwszoplanową rolę w światowej polityce. Ponadto tak się składa, że ci którzy głoszą takie wizje pragną też zlikwidować Unię Europejską co jednocześnie uniemożliwia osiągnięcie zakładanego celu. Natomiast dobrze pamiętamy, że wszystkie polskie nieszczęścia wzięły się od nieudolności w układaniu stosunków z sąsiadami. Dlatego też głosowanie na człowieka, który relacje takie psuje i to w dość głupi sposób jest raczej nieodpowiedzialnością a nie troską o dobro ojczyzny.
Inną przyczyną naszych niepowodzeń jest właśnie ta idiotyczna polsko–polska wojna. Chociaż przykładu takiej walki dwóch prawicowych przecież partii politycznych trudno znaleźć, to jednak wpisuje się ona dość dobrze w tradycję magnackich waśni gdzie szabelka była używana dużo częściej od rozumu.
Jednak też sprawiedliwie trzeba przyznać, że pomimo to nasi politycy w porównaniu do tych z Włoch czy Ukrainy nie wypadają wcale źle.
Czy nam jako Polonii potrzebny jest reprezentat w polskim Sejmie? Widząc tłumy przybywające na spotkania z przedstawicielami różnych polskich urzędów, uważam że tak. Jacek Szczepiński uważa jednak iż: „opowiadanie o reprezentacji lokalnego środowiska i dbaniu o jego interes jest poważum błędem”. Tu jako przykład podaje śp.posła PiS Gosiewskiego, który realizując postulaty wyborców zbudował słynny peron we Włoszczowej za co „media nie zostawiły na nim suchej nitki”. Przykład raczej nie bardzo trafny bo lokalni wyborcy dostali jednak to co chcieli a media już dawno moczą sobie nitki na innych. My jako Polonia jesteśmy taką właśnie gminą, o której problemach wie tylko ktoś kto stąd pochodzi, a to że formalnie nazywają nas warszawskim okręgiem 19, jest winą dość dziwacznej ordynacji wyborczej, którą można jednak kiedyś zmienić. Jako mieszkańcy takiej gminy i tak nie mamy żadych szans, co byłoby nawet nie bardzo moralne, wpłynąć na wynik krajowy, ale dla siebie mogliśmy coś jednak zrobić gdy nadarzyła się taka sposobność. Ponadto nasz przedstawiciel jako nieuwikłany w różne układy mógłby bardziej kierować się swoim sumieniem i dobrem kraju.
Niestety ale mało obiektywna argumentacja Jacka Szczepińskiego sprowadzała się do agitacji na rzecz ludzi, których dopuszczenie do władzy byłoby dla Polski dość niebezpieczne, tym bardziej że z ich kompetencjami do rządzenia krajem Polacy mieli już okazję się zapoznać. Obserwując teraz bratobójczą walkę tych „praworządnych ze sprawiedliwymi”, dla których jeszcze nie tak dawno tylko Polska była najważniejsza może chociaż niektórzy z tych dobijających się miesiąc temu do konsulatu w Toronto z okrzykami „Komuchy otwierać!” zdobędą się na chwilę refleksji by pomyśleć: „czy nie durnia mamy jednak za prezesa?”.
Szansa na umieszczenie na listach wyborczych kandydata z Toronto może długo się nie powtórzyć, dlatego też to nie polonijny kandydat przegrał, bo tak naprawdę w tych wyborach przegraliśmy my jako Polonia.
Krzysztof Sapiński
PS. w ubiegłorocznych wyborach prezydenckich Toronto uzyskało wynik prawie identyczny jak Łomża ( czyt. Toronto koło Łomży z 14 lipca 2010 ) w tegorocznych w Toronto PiS zdobył 76% a PO 17% , a w Łomży PiS 38% PO 30%.
Pamięci
Leszka Bukowskiego i Alexandry Dodger Wojciechowskiej
On odszedł u schyłku swej drogi po Ziemi w wieku 87 lat. Ona mając lat 27 dopiero ją rozpoczynała. On – walczył o Polskę, chociaż sporo od niej wycierpiał, ale ludowej bo ta prawdziwa wielokrotnie go odznaczała. Ona chociaż dopiero skończyła studia już dała się poznać jako działaczka społeczna, a walczyła po swojemu o to co i On czyli o sprawiedliwość. Na pewno nie wszyscy wiedzą, że to tak naprawdę dzięki niej najstarszy polski kościół w Toronto pozostaje polskim. Ona to bowiem dowiedziawszy się o tej skandaliczej sprawie wezwała na pomoc największe kandyjskie media.Niestety spotkała na swej drodze pijanego kierowcę. Czy gdyby On nie spotkał na swojej drodze kretynki, która nie wiadomo dlaczego znalazła zatrudnienie jako kandyjska prokurator i paru wyzutych z wszelkiej przyzwoitości polonijnych adwokatów, byłby jeszcze wśród nas? Prawdopodobnie tak, bo to od tamtego czasu zaczął chorować.Jej przyjaciele nie zawiedli. Na uroczystościach pogrzebowych w tym właśnie przez Nią uratowanym kościele Matki Boskiej przy 1996 Davenport Road zjawili się tłumnie. Jego pożegnała garstka znajomych. Chociaż w kościele obecy był konsul to nie znależli dla niego czasu ani kombatanci ani harcerze, chociaż w Polonii nazywano go przecież „Harcerzykiem”.
1920
W kulturalnym świecie gdy ktoś zrobi nam przysługę winniśmy mu okazać jakąś wdzięczność. Spróbujmy jednak powiedzieć Francuzowi czy Niemcowi, że brak im kultury a przecież w 1920 roku to nasze wojsko ocaliło zachodnią Europę. Potem przez 45 lat sowieckiej okupacji oni kręcili tysiące filmów ale jakoś nie zdobyli się na ten, którego my wtedy nie mogliśmy zrobić. Nam teraz też trudno jest zrozumieć dlaczego aż po 20 latach istnienia IIIRP powstał film o tym zwycięstwie polskiego oręża tak skromnie przez nas nazywanego cudem. Jedynym wytłumaczeniem mogłoby tu być tylko to, że ktoś kto się podjął tego dzieła potrzebował czasu by stworzyć arcydzieło. Komplety widzów na wszystkich seansach w kinie w Oakville były dowodem jak wszyscy na ten film czekaliśmy. Choć do kina przybywaliśmy wypełnieni patriotyzmem wychodziliśmy z niego zawiedzeni, jakby ktoś nam puścił nie ten film, na który kupiliśmy bilet. Skupienie całej akcji na jednej parze bohaterów, postacie jakby z filmu przygodowego spowodowały, że zamiast narodowej epopei otrzymaliśmy romans z bitwą w tle. Technika 3D raczej filmowi nie pomogła a wręcz nawet zaszkodziła bo momentami był on aż zbyt krwawy, chociaż przeważnie trójwymiarowe efekty stwarzały wrażenie, że oglądamy komiks. Czy warto było pogarszać i tak złe układy z Rosją co ten film na pewno spowoduje? Chyba nie, bo w tej Europie, której wtedy broniliśmy raczej zaintersowania nie wzbudzi do czego przyczynią się też bardzo kiepsko opracowane angielskie napisy. Drugi film na ten temat nie powstanie bo jest to produkcja dość kosztowna, a ponadto nikt nie odważy się poprawiać mistrza Hoffmana.
Czy polskie kino potrafi uczyć się na błędach? Raczej wątpliwe, bo oto mistrz Wajda zabiera się za film o Wałęsie. Pytanie tylko po co? Nie trzeba mieć wiele wyobraźni by przewidzieć, że wywoła on następną polsko-polską wojnę. Na film biograficzny o Wałęsie jest trochę za wcześnie, a na film o Solidarności niestety ale trochę za późno. Mamy żal do świata za to iż zburzenie muru berlińskiego postrzegane jest jako początek upadku komunizmu. My dobrze wiemy, że zaczęło to się to w Polsce w sierpniu 1980. Niestety filmu o tym co się wtedy wydarzyło z Wałęsą w tle nie doczekaliśmy się. Zrobili to za nas po swojemu Niemcy przedstawiając światu obraz pijanych stoczniowców.
Aby ksiądz nie był księciem
Jak się zrobi coś niezupełnie legalnie trzeba się liczyć z tym, że prędzej czy póżniej ktoś się do tego przyczepi. Tak stało się właśnie z krzyżem w sejmowej sali. Chociaż powieszono go ukradkiem to czy powinien tam być czy nie, nie jest nawet sprawą poglądów religijnych. Przez lata PRL-u to kościoły były oazą dla ruchu oporu i to, że jest teraz ten właśnie sejm III RP zawdzięczamy również temu krzyżowi. Awantury o ten krzyż nie byłoby gdyby kościelne władze potrafiłyby poradzić sobie z tamtym na Krakowskim Przedmieściu. Jednak w obu przypadkach sprawa ich niestety przerosła, a cenzurowanie najrozsądniejszych księży jak to się dzieje w przypadku ks. Adama Bonieckiego powoduje skutek odwrotny. Demokracja jakoś nie służy polskiemu Kościołowi, którego zwierzchnikom rola księdza myli się czasami z księciem. Podobne stanowisko przyjmuje też kanadyjski Goniec, który na krytyczny list czytelnika w sprawie kardynała Dziwisza odpowiada, że: „Dziwisz jest księciem Kościoła” czyli jak nietrudno się domyśleć nie podlega żadnej krytyce. Dotychczas było wiadomo, że księciem można zostać albo z urodzenia albo przez ożenek co tu akurat nie ma miejsca. Mamy nadzieję, że jest to jednak przejęzyczenie redakcji bo z pewnością zauważa ona iż w dzisiejszym świecie książę to postać raczej negatywna. Przeważnie dziwak i rozpustnik żyjący na koszt społeczeństwa, które on sam ma za nic. Z religii natomiast pamiętamy, że kapłan to mądry i skromy sługa boży i chyba nic nie ma w tym złego jak my jako boże dzieci zwrócimy mu czasami uwagę widząc, że pobłądził. A takie wtrącanie się w politykę jak robią to obecnie polscy biskupi bardzo na takie pobłądzenie jednak wskazuje.
Lekarz jednego problemu
Chociaż sporo osób narzeka na jakość kandyjskiej służby zdrowia są tu też lekarze, którzy pacjentów badają wyjątkowo dokładnie. „Jeden problem jedna wizyta” takie ogłoszenie wywiesił polski lekarz rodzinny w rejonowej przychodni przy ulicy Vodden w Brampton. Przed okresem zimowym warto byłoby się dowiedzić czy kaszel i katar to jeden problem czy trzeba jednak zamówić dwie wizyty. Przydałaby się też jakaś promocja, w rodzaju przy trzech problemach czwarty za darmo, bo opieka medyczna chociaż w przychodni nie ma kasy nie jest przecież darmowa i za te trzy płacimy my wszyscy. Ile nowych problemów może przybyć pacjentowi, który mając i tak ich wiele musi wielokrotnie przychodzić do przychodni trudno powiedzieć, ale na ile naciągnie sprytny lekarz kanadyski system opieki zdrowotnej nie tak trudno obliczyć.
Wiza za dom
Chyba już niewiele brakuje aby w USA senatorem został koń, chociaż z niedawnego pomysłu senatorów nawet on by się uśmiał. Wymyślili oni bowiem sposób na ratowanie rynku nieruchomości polegający na tym, że trzyletnią wizę do tej ziemii obiecanej można otrzymać inwestując w amerykańskie nieruchomości pół miliona dolarów. Przez ten czas trzeba będzie przebywać tam co najmniej pół roku w roku wydając pieniądze lecz bez prawa podejmowania pracy. Kto może być tym zainteresowany? Raczej tylko ktoś nie mogący takiej wizy dotychczas otrzymać, a któremu pieniądze na zakupy wyłoży jakiś szejk. Za to dla obywateli same korzyści bo ileż to nowych miejsc pracy powstanie dla pilnowania tych inwestorów by Amerykanie mogli czuć się jeszcze bezpieczniej.
Powróćmy jak za dawnych lat
John Bonham urodził się w 1948 roku. Gry na perkusji zaczynał uczyć się na puszkach po kawie. Odszedł w wieku 32 lat jako jeden z najlepszych perkusistów świata będąc członkiem grupy fenomenalnych instrumentalistów i kompozytorów znanych jako Led Zeppelin. Jego syn osierocony w wieku 14 lat chyba już wtedy wiedział co chce w życiu robić. Jak to robi mogliśmy zobaczyć w pierwsza sobotę listopada w sali koncertowej kasyna Rama w Orilli gdzie miał miejsce koncert grupy Jason Bonham’s Led Zeppelin Experience. Rzadko się zdarza aby muzycy wykonujący cudze utwory tak zbliżyli się do orginału, czasami nawet robiąc to może i lepiej bo Robert Plant chyba nie byłby już w stanie tak śpiewać jak „grający jego rolę” James Dylan. A wykonanie napisanego na perkusję „Moby Dick” z synem na scenie a ojcem na ekranie to już było mistrzostwo najwyższej klasy. Jak za dawnych lat, bo muzyka ta powstała 40 lat temu kiedy co najmniej połowy z publiczności nie było jeszcze na świecie, więc dla nich są to prawdziwie dawne lata.
13 Comments
Od początku twierdziłem ze PiS-owska propaganda wmawiająca wszystkim ze tylko oni maja jedyna słuszną racje przypominała kropka w kropkę propagandę PZPR w PRL-u. Niektórym po prostu trudno pozbyć się nawyków, a chora żądza władzy pozostała taka sama jak u największych komuchów. Okazało się jednak, że Polacy są mądrzejsi. Co do agentów w Polonii to raczej bym się skłaniał ku temu, że to poplecznicy PiS-u mają ich w swoich szeregach, ale oczywiście kartą agentów można się przerzucać w tę i w tamtą stronę bez żadnego rezultatu. Ci, którzy twierdzą, że polski konsulat jest w dalszym ciągu siedzibą komunistów są żałośni jak ten Japończyk który wyszedł z buszu trzydzieści lat po wojnie i był przekonany że ta wojna jeszcze trwa. No, ale na idiotów nie ma rady ani lekarstwa, pozostaje ich tylko zignorować.
Byłem na filmie 1920 i rzeczywiście jest on niczym więcej jak romansem wojennym
a dla nas data ta taka niby ważna.
Czyzby Hofman nie potrafił lub nie chciał rozniecić chociaż płomyka patriotyzmu?
Myślę że w polskim kinie mamy problem polegający na tym że z jednej strony są
ludzie już trochę wypaleni jak Wajda czy Hoffman a z drugiej tacy bezczelni grafomani jak Koterski czy Pazura. A media z godnie z zasadą czym głupsze tym lepsze ,
wolą robić z Polaków świrów jednocześnie nie bardzo są chętne się by trochę sprowadzić na ziemię autorytety.
Każdy kto był w Polsce w 1980/1981 pamięta jak wszyscy się wtedy czuliśmy.
Byliśmy na ustach całego świata i jak rzeczywście głupotą było nie zrobić czegoś co by
ten stan utrwaliło w świecie i przyszłym pokolenion.
Marzenia Redaktora o przedstawicielu kanadyjskiej Polonii w polskim parlamencie
chyba „pofrunęły” zbyt wysoko. To prawda 3/4 parlamentarzystów to tylko figuranci, więc na ich tle pan A.Rozbicki mógłby świecić pełnym blaskiem, ale niby co on swoją obecnością na Wiejskiej miałby załatwić dla Polonii, czego dotąd nie załatwili i nie załatwiają posłowie z Komisji Lączności z Polakami za Granicą?
Ta komisja corocznie dysponuje sporym budżetem, a jej przedstawiciele bardzo chętnie i często odwiedzają rozsianych po świecie rodaków, jak rozumiem nie po to, żeby staropolskim zwyczajem zabalować na całego, ale żeby z troską rozważyć wszystkie ich problemy. Z tym że powiedzmy sobie szczerze, jeżeli Polonia sama sobie nie pomoże, to na nic nawet najlepsze chęci, najzdolniejszych parlamentarzystów i największy z możliwych budżet sejmowej komisji…
Podczas tegorocznego lipcowego Dnia Niepodległości, miałem okazję przebywać w małym miasteczku pod Bostonem i w jego latynoskiej dzielnicy duże wrażenie na mnie zrobiły odbywające się tam liczne pikniki świętujących amerykańskie święto latynoamerykanów, Polaków nie mieszka tu zbyt wielu, ale nawet tej garstki nikt nie próbował skrzyknąć na wspólne świętowanie, bo to przecież nie polskie święto… A jak my czciliśmy swój Dzień Niepodległości? – ciężko pisać, wstyd pamiętać…
Polonia z uporem maniaka chce urządzac sobie wyimaginowane przedstawicielstwa i reprezentacje w Polsce, gdzie w swojej generalnej masie nigdy nie pojedzie mieszkac. Za to prawie nic nie robi by takie przedstawicielstwa i reprezentacje rozwijac tutaj gdzie mieszka. Gnieździ się i kłuci w swoim własnym grajdołku, zamiast pokazać swoją liczbę rządom krajów w których mieszka, tworzy i pracuje. 1/5 mieszkanców Mississauga koło Toronto stanowią Polacy. Kto z rządu kanadyjskiego o tym wie? Kongresie Poloni Kanadyjskiej, to Twoja praca i Twój obowiązek sprawić byśmy mieli tu jakieś znaczenie. Weź sie do roboty i przestań miałczyć i marzyć o fotelach parlamentarnych w Polsce.
Panie Marku sęk w tym, że tutaj w Kanadzie społeczność polskiego pochodzenia świetnie się zintegrowała z tubylcami ( i nie piszę o Indianach ma się rozumieć ) i najmłodsze pokolenia ani nie myślą wchodzić, mieszać czy „budować” jakieś silnej i zcalonej społeczności polskiej. Wiem, że są wyjątki, ale jak to Łysiak niegdyś pisał – wyjątki potwierdzają regułę. O stołki biją się i kłócą resztki zdesperowanych dziadków, których jedyną możliwością zaistnienia w tym świecie jest działalność w takzwanej Polonii. To oni w większości żyją tym co się w Polsce dzieje i to oni zachwycają wiedzą o stanie personalnym polskiej polityki zarazem myląc Partie Federalne Kanady z Prowincyjnymi. Niech mnie pan uwierzy, że tu jest masa kanadyjczyków polskiego pochodzenia, której zainteresowanie Polską sprowadza się do poziomu turystyczno-rozrywkowego, ewentualnie nostalgiczno-romantycznego. Przedstawicielstwa Polonii w Polsce to komedia, a opieka polskiego rezortu nad „Polonią” to wprost sprośność i bezczelna obłuda.
Polacy za granicą, przynajmniej Ci, którym na tym zależy, powinni być zcaleni z opuszczoną ojczyzną w taki sposób jak to działo się na przełomach 18 stego, 19 stego i 20 wieku kiedy to nie było zadnych podziałów na Polaków i Polonię i nikt w okupowanej przez zaborców Polsce na takie podziały się nie śmielił. Polacy z zagranicy wracali żeby za Polskę walczyć i zasiadali w Polskim Sejmie i to było jak najbardziej normalne. Przywozili cenne doświadczenia i szersze horyzonty do zaścianka jakim była i w niektórych punktach nadal jest Polska. Nienormalna sytuacja podziału i mentalnego odizolowania Polaków za granicą powstała dopiero po wojnie i jest pielegnowana do dzisiaj.
Pretensje do polskich organizacji w Kanadzie są chybione, ponieważ to my sami, każdy indywidualnie, odpowiedzialni jesteśmy za to ile w tym pieknym i bogatym kraju znaczymy. Ale to już chyba taka polska choroba, żeby czekać aż ktoś nas za darmo i bez naszego wkładu dowartościuje.
Wie pan co, panie Marcinie? Zgadzam sie z Panem całkowicie i absolutnie.
Natchniony pochwałami koncertu grupy Jason Bonham’s Led Zeppelin Experience, po raz tysięczny któryś odtworzyłem sobie koncert Led Zeppelin z 1970 roku, zarejstrowany w Royal Albert Hall i nie dam wiary, że dzisiaj może ktoś zagrać tak samo jak Zeppelinowscy herosi, nawet jeżeli wyzwanie rzucił syn Johna Bonhama, tak genialnego pierwowzoru nie da się podrobić!A przy okazji naszła mnie refleksja,
że w historii rocka nie zaistniał przypadek żeby któreś z dzieci choćby tylko zbliżyło się do maestrii swoich sławnych rodziców, a przecież muzycy rockowi dorobili się dość licznego potomstwa. Podobno sam Jimi Hendrix pozostawił po sobie potomka w kazdym kraju gdzie tylko koncertował i jeżeli to prawda, najmłodszy z nich ma dzisiaj 41 lat, ale czy ktoś słyszał żeby gdzieś na świecie ktoś grał na gitarze tak jak Jimi Hendrix?…
Moim zdaniem zarówno pan Marek i Marcin są trochę oderwani od rzeczywistości.
Nie wiem czy zintegrowanie z tubylcami ma oznaczać zapomninienie o polskości?
Dość częste są przypadki gdy dzieci przywódców polonijnych organizacji nawet po polsku nie mówią. Nie wiem czy jest to integrowanie czy po prostu dość żenujący przykład nieudolności tych ludzi do reprezentowania Polonii. Społeczeństwo
wielokulturowe takie jak to ma miejsce w Kanadzie charakteryzuje się tym że
walczy się aby własna kultura była wśród innych jak najbardziej zauważana.
I najbardziej się tu liczą z tymi którzy potrafią dbać o interesy własnej grupy etnicznej.
Podczas kiedy Polacy starają się być niezauważalni wśród „wspólnoty narodów”
Chińczycy, Hindusi czy nawet Portugalczycy i Włosi starają się być jak najbardziej
widoczni jako grupy narodowościowe. Ilość ich polityków czy nawet urzędników w
kanadyjskich instytucjach mówi sama za siebie o ich skuteczności.
Niedawno wybrani posłowie polskiego pochodzenia Ted Opitz i Władysław Lizoń są
tu dobrym przykładem. Obaj nie reprezentują przecież Polonii lecz swoje okręgi
wyborcze. Ale oto pojawiają się wnioski o reakcję rządu na oszczerstwa na temat
„polskich” obozów koncentacyjnych czy też ustanowienia dnia Jana Pawła II.
Obie sprawy nie są przecież w programie kanadyjskiej partii konserwatywnej ale
dzięli temu że obaj parlamentarzyści mówią po polsku i przede wszystkim znają
polski punkt widzenia mogli to przedstawić na forum kanadyjskiego Parlamentu.
Jakby nie byli posłami wybranymi przez raczej większość polonijnych wyborców
nie byłoby możliwości nagłośnienia takich tematów.
Podobnie przedstawia się sprawa naszego posła w polskim sejmie. Dla tych którzy
traktują Polskę wyłącznie jako turystyczną atrakcję nie ma to żadnego znaczenia.
Jednak jest to dość złudne przekonanie bo większość z nas i nie koniecznie tych jak to określa pan Marcin „dziadków”, odczuwa dużo większe związki z Ojczyzną.
A tam mamy ciągle coś do załatwienia. Dlatego też gdy nadzrzyła się okazja by nie wybierać mniejszego złą ale zagłosować na kogoś kogo znamy i komu moglobyśmy
osobiście przekazać nasze postulaty, powinniśmy ją wykorzystać. A cenne doświadczenia z emigaracji są w dalszym ciągu jak najbardziej pożądane również w tak zwanej III RP. Przykre jest to że przedwojenna i powojenna Polonia przetwała do dziś a ta najnowsza już teraz chciałaby jak najprędzej zapomnieć skąd jest.
@Piotr
Panie Piotrze już odpowiadam na pańskie pytanie zawarte w pańskim drugim zdaniu:
– Nie, zintegrowanie się z tubylcami nie ma oznaczać zapomnienie o polskości.
Domyślam się jednak, że definicja „pamiętania” o polskości inaczej wygląda u mnie, a inaczej u pana.
Ja po prostu uwarzam, że absurdem jest nie przyznawanie się do swoich korzeni gdy ktoś o to pyta ( z tym, że przyznam – ciągłe pytanie na każdym kroku prywatnie jak i w urzędzie – co tu jest dziwnym zwyczajem – zalewa mnie krwią ). Wstydzenie się pochodzenia uważam za zachowanie prowincjonalne.
Ale równie absurdalnym zachowaniem jest pieszczenie, pielęgnacja i przesadne eksponowanie tej polskości na stałe żyjąc w tym czy innym kraju. Znam ludzi, którzy żyją tu ponad dwadzieścia lat i nie potrafią napisać zdania po angielsku ( ani po francusku ), którzy mają tylko dwa programy w telewizji ( TV Polonia i iTVN ), czytają tylko polską prasę i polskie portale ( między innymi z nich czasami dowiedzą się co słychać w Kanadzie! ). Są też tacy, chociaż ich jest mniej, którzy wychowali się w Kanadzie, ale nie osiągając satysfakcującego sukcesu życiowego marudzą na ten kraj i ludzi, zarazem idealizując Polskę.
Odpowiadając na punkt drugi, o dzieciach przedstawicieli polonijnych, chcę zauważyć, że dotychczas nikt nigdzie nie napisał reguł co do tego jak mają się nosić, kształcić i zachowywać dzieci przedstawicieli Polonii, szczególnie te juz tu rodzone. Jeśli istnieje taka umowna zasada to o niej nie słyszałem. A, czy coś wypada czy nie wypada to rzecz subiektywna.
Panie Piotrze, ilość Paków i Hindusów w urzędach miejskich, prowincjonalnych czy federalnych bynajmniej nie jest zasługą ich nadprzeciętnej inteligencji czy specjalnych zdolności organizowania się i jakieś specjalnej woli parcia „naprzód” tylko w większości jest rezultatem takzwanej akcji afyrmatywnej ( bodaj pod inną nazwą w Kanadzie ), która rozpoczęła się jeszcze pod panowaniem świątobliwego kryptokomunisty i ultra lewaka Pierra Trudeau w latach siedemdziesiątych na szczeblu federalnym, a naprała ostrego tempa na początku lat 90 tych kiedy inny ultra lewak, prezes NDP, a dzisiejszy interim leader of Liberal Party of Canada Robert Ray na codzień zwany Bobem przewodził nam w naszej pięknej Prowincji Ontario przez lat cztery. Co nie zmienia faktu, że jest jak pan twierdzi.
Sama idea multi-kulti jest jednak jednym wielkim nieporozumieniem, nota bene także dzieckiem wspomnianego wcześniej Trudeau.
Jestem zwolennikiem amerykańskiego tygla czy modelu francuskiego. Model kanadyjski sprawił, że nie ma zwartego społeczeństwa kanadyjskiego. Jedni czują się Kanadyjczykami, inni nie, jeszcze inni nienawidzą tego kraju, lub same próby integracji uważają za wstrętną hańbę. W moich podróżach po Ameryce każdy, nieważne jak biedny czy bogaty, czarny, latynos czy biały – uważał się za Amerykanina najpierw. Nota bene miło było zobaczyć, że Polacy w USA też. A tutaj? Ile pan widział flag wywieszonych na 1szego Lipca? Czy sam pan miał tę flagę wywieszoną? Wspominał pan o Włochach. Tak się składa, że znam mnóstwo kanadyjczyków włoskiego pochodzenia. Przed ich domami widziałem dwie flagi. Są dumni ze swoich korzeni, ale uważają się za Kanadyjczyków.
Pisze pan, że „tam”, czyli w Polsce ma pan ciągle coś do załatwienia. No właśnie, żyje pan w rozkroku co jest jednym z objawów niezaadoptowania się i niezintegrowania w Kanadzie.
Przepraszam za błędy. Dopiero teraz je spostrzegłem, niestety poprawić już nie mogę.
Ktoś napisał ten oto komentarz na jednym z polskich portali. Jeśli to jest prawda to jest duży powód do radości:
„Panie Michalik, powiedz pan ludziom prawdę ! A prawda jest taka: w Polsce jest 89% ludzi ochrzczonych, na obowiązkową dla katolika niedzielną mszę św. przychodzi już tylko 41% wiernych, z tego do komunii św. przystępuje 15,3% wiernych, i to jest ten właściwy procent katolików w Polsce, bo ci co przychodzą do kościoła, a nie przystępują do komunii św. to są ludzie którzy idą do kościoła dla świętego spokoju [ nie chcą zatargów w rodzinie,sąsiadami itp.] młodzież jest wręcz przymuszana, zwłaszcza na wsi. Wszystkie dane liczbowe pochodzą z Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego za 2008 r. i mają ciągłą tendencję spadkową, tak że obecnie może być jeszcze gorzej. A pan coś mówi o wygranej bitwie z sekularyzacją ?” 🙂
Mówią, że ksiądz jest tylko człowiekiem. Owszem, ale z założenia powinien być dobrym a nawet tym lepszym człowiekiem. Powinien krzewić dobro, dawać przykład dobrego postępowania, wybaczenia, dobroci. Powinien nauczać nie tylko wiary w Boga, ale i tego, co Bóg nauczał. Zatraciła sie gdzieś ta rola księdza i jego powołanie. Coraz częściej tłumaczy się, że to tylko człowiek i dlatego ma wady. Wybaczcie, ale jeśli wymaga sie od policjanta by przestrzegał prawa i pomagał ludziom to tym bardziej od księdza sie powinno tego wymagać. A jeśli ksiądz tego nie potrafi, (bo jest tylko człowiekiem) to nie powinien być księdzem i niech zrezygnuje z tego czego robić nie potrafi. Po to są seminaria by nauczały adeptów, co to znaczy być księdzem, tak jak akademie i uczelnie kształcą inne zawody. Do bycia księdzem trzeba mieć powołanie, tak jak do bycia lekarzem. Jeśli w trakcie wykonywania zawodu okaże się, że to powołanie było fikcją i mrzonką to trzeba zrezygnować i zostać np… kowalem, jeśli się akurat takie powołanie ma. Nie chodzę już do kościoła w Mississauga ani w Brampton. Żaden z tych proboszczów nie ma mojego zaufania. Nie będę słuchał kazań od ludzi, którzy nie potrafią żyć zgodnie z powołaniem do zawodu, który postanowili wykonywać. I nie przyjmuję tłumaczenia, że „oni są tylko ludźmi” ONI MAJĄ BYĆ LEPSZYMI LUDŹMI”. Dopóki to się nie zmieni, kościół będzie miał coraz mniej uczestników i w końcu zostaną mu tylko „moherowe babcie”, które w końcu wymrą. Co wtedy? Quo vadis Kościele? Quo vadis?
Cała masa nowoprzybyłych niemal ze wszystkich ktajów świata po ustalonym okresie podchodzi do egzaminu obywatelskiego.Gdy takiego Araba czy Paka z Brampton zapytasz o status,to Ci dumnie odpowiada I`m Canadian Citizen”.Jakoś tych „OBYWATELI” nie można zobaczyć w szeregach armii kanadyjskiej.Gdy przygladam sie tym mlodym chłopcom ,wszyscy są biali.Czasami się trafi murzyn.Uważam,że „unitarkę’ te 3 miesiące powinien przejść przymusowo każdy 6taki „Obywatel” a tak? Easy Way .