O pewnej fundacji
22 grudnia 2006
Sztandar z narzędziami
4 maja 2007

2-007

Goniec 5.01.2007

No i przyszedł jak zwykle w noc sylwestrową kolejny już 2007 rok. Nietrudno zauważyć, że ostatnie trzy cyfry tworzą logo znane wszystkim, prawie od dzieciństwa, a kojarzące się  z nieustraszonym, prawym i sprawiedliwym agentem 007 Jamesem Bondem. Jak zwykle

i ten Nowy Rok witaliśmy na licznych polonijnych balach. Na pewno to zwykły przypadek ale my powitanie tego „bondowskiego” roku mieliśmy okazję spędzić przy muzyce jego brytyjskich krajan, a w wykonaniu muzyków przybyłych prosto z Polski. Pochodzący z Bydgoszczy zespół „Żuki” specjalizuje się bowiem w wykonywaniu kompozycji kwartetu z Liverpool. Pomysł równie dobry co ryzykowny, bo od dłuższego już czasu nasze polonijne zespoły muzyczne próbują nas przekonać że w Polonii bez disco-polo i latino nie ma zabawy. Jestem prawie pewien, że chodzi tu raczej o własny interes muzyków bo akurat w tych gatunkach większe umiejętności instrumentalne nie są potrzebne. A tak naprawdę to rytmów południowych  my ludzie z pólnocy raczej nie czujemy i czasami obserwując z to boku, zabawa przypomina trochę jakby „ taniec pingwinów”. Dlatego też organizator balu Marek Kornaś jednak trochę zaryzykował proponując coś nowego (?). Chyba się opłaciło bo to był pierwszy nasz sylwester, na którym parkiet byt pełny od samego początku. Od „Imagine” Johna Lennona „Żuki” stworzyły wspaniała atmosferę trwającą aż do końca balu. Mam nadzieję, że wyciągną z tego wnioski nasze polonijne zespoły i przestaną nas raczyć przeważnie muzyczną tandetą. Polonijna „Kuźnia Wiktora” pomagająca trochę „Żukom” też w opinii uczestników zabawy (ja słyszałem ich po raz pierwszy) podniosła na tą okazję zdecydowanie poziom. A tak zupełnie poważnie „kowale od Wiktora” powinni włączyć do repertuaru trochę heavy metalu, byłoby to jak najbardziej zgodne z nazwą, a przecież nie zaprzeczą, że taki np. „Paranoid” nie jest świetnym tanecznym przebojem. Podsumowując trzeba przyznać, że już na samym początku „007” roku zwyciężyła sprawiedliwość bo jednak sukces Beatlesów nie były zbudowany na kolorowych fruzurach i kolczykach w nosie lecz pracy i autentycznym talencie. I to powoduje, że po ponad 40-tu latach nadal chcemy słuchać i bawić się przy ich muzyce. I to niezależnie od tego czy w tamtych czasach niektórych nie było jeszcze na świecie czy byli oni już wtedy na emeryturze. Wszystko  inne też jak na salę bankietową o nazwie „Wersal” przystało, było bez zarzutu, drinki w szkle, szampan do samodzielnego otwarcia (rzeczy niby oczywiste, ale nie zawsze i wszędzie) miła i sprawna obsługa i szkoda tylko że dekorujący salę Telesfor nie załapał tego 2007 i cały czas mieliśmy przed sobą date 20 lipca. Imieniny Czesława, żeby tylko nie o Kiszczaka chodziło, a nawet jakby, to może jest jakiś symbol, że tym własnie roku wreszcie dosięgnie sprawiedliwość tego właśnie lipcowego solenizanta.

Wracając jeszce na moment do naszych balów sylwestrowych, zorganizować taki bal nie jest wcale łatwo. Jestem tu tylko (aż?) 15 lat i to był drugi „sylwester”, z którego nie chciało się wychodzić. A pierwszy? W bodajże 93 czy 94 roku Jerzy Drotlef zorganizował w Old Mill.

kameralną, nastrojową imprezę, którą do dziś wspominamy. Ale to były takie odległe czasy kiedy nawet śnieg padał w czasie balu. Samo miejsce wyjątkowo piękne, lecz gdy pomysł podchwycili zwolenicy dyskotekowej rozrywaki, SYSTEMatycznie zniczczyli cały ten nastrój Starego Młyna. Okres świąteczno-noworoczny to oprócz balowania  też czas na  prezenty dla bliskich czy klientów. W tym sezonie księgarnia „Pegaz” obdarowała swoich klientów” płytą DVD z kolędami w ciekawej aranżacji i płonącym kominkiem  w tle , pomysł tak prosty, że prawie genialny. Gratulacje.  Również w  księgarni „Pegaz” udało mi się kupić książkę Rafata Ziemkiewicza „Michnikowszczyzna – zapis choroby”. Polecam ją wszystkim tym, którzy wbrew zdrowemu rozsądkowi  ciągle sa eletroratem komunistycznych zbrodniarzy. Wszystko co Ziemkiewicz napisał to żadne rewlacje lecz rzeczy powszechnie znane, lecz przez 17 lat michnikowska propaganda rozmyła i spłyciła fakty, które nie powinny być przez nas zapomniane. Spustoszenie w umysłach jakie poczynili michnikowscy moraliści powoduje, że Polska ciągle ma problem z własną tożsamością. Pozostaje tylko nadzieja, że towarzystwo z imieninowych imprez wspomnianego Kiszczka zostanie jednak w końcu sprawiedliwie ocenione, bo na osądzenie dzięki „zasługom michnikowszczyzny”  już jest coraz bardziej za póżno. A co u nas? No coż, ekipa burmistrza stawia jednak murek wzdłuż torów na St. Clair. Właściciele sklepów tam ulokowanych załamują ręce, a właściciele film budowlanych je zacierają bo liczą jednak, że kiedyś rozsądek zwycięży i dostaną kontrakt na rozbórke tej „budowli”. Przełom roku to też okres różnych podsumowań i plebiscytów. W jednym z takich muzycznych plebiscytów na „utwór wszechczasów” wybrano któryś raz z kolei  „Stairway to Heaven” grupy Led Zeppelin. Jeśli wierzyć biografom utwór ten powstal ( w 1973 roku) trochę przypadkowo, na okoliczność wybudowania przez sąsiadkę jednego z członów grupy wysokich schodów na taras. Dzięki talentowi  kompozytorów otrzymaliśmy muzyczne arcydzieło. Niestety pod sam koniec ubiegłego roku, na ostatnim stopniu innych, symbolicznych „schodów do nieba” stanęli Marian Górski, znany i lubiany właściciel firmy „MG Sign Services” oraz niestrudzony animator polskiej kultury Jerzy Pilitowski. Jestem pewien, że tak jak ten zeppelinowski utwór pozostaną Oni na długo w naszej pamięci. Chciałbym każdemu w tym rozpoczynającym się roku życzyć aby znalazł trochę czasu i chęci do zrobienia czegoś pożytecznego dla tej naszej polsko-kanadyjskiej społeczności. Pomimo, że niestety są wśród nas tacy, którzy robią wszystko by innym nie chciało sie już robić nic. Ale to już temat na oddzielny artykuł. Puki co, Do Siego Roku 2007.

Krzysztof Sapinski

Toronto

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *