2x na różowo
15 września 2006
Partyzanckie świętowanie
3 listopada 2006

nic DODAć nic ująć

Goniec 27.10.2006

Już ponad miesiąc temu Toronto i pobliskie miejscowości zostały udekorowane plakatami

ze zdjęciem roznegliżowanej seksownej blondynki  Plakat ten spowodował, że spotkałem się z przypadkami gdzie żony nie pozwoliły mężom pójść na ten koncert, w którym miała wystąpić polska mega gwazda Dorota Rabaczewska bardziej znana jako Doda Elektroda. I wreszcie nadeszła ta niedziela. Fani z Mississaugi i jej przedmieść czyli Toronto, jak to dowcipnie ujął organizator Krzysztof Zakreta mogli na własne oczy zobaczyć swoją idolkę. Spora ich część, w słusznym wieku, była chyba jednak nastawiona raczej na stronę wizualną, bo nie podejrzewam, żeby znali twórczość artystki. Cóż, sex-bomba z plakatu w rzeczywistości okazała się drobną dziewczynką, prawie dzieckiem, której w Stanach jeszcze rok temu piwa by nie sprzedano. Bardziej naturalnie wyglądałaby chyba w szkolnym mundurku. No ale takie czasy nastały, najpierw kariera póżniej szkoła. Zresztą ma podobno bardzo wysoki IQ to sobie jakoś radę da.

Ze względu na elektryzujący pseudonim artystyczny można się pokusić o krótką recenzję koncertu używając do tego celu elektrod dodatnich (+) i elektrod ujemnych (-).

Zaraz na początku godzinne spóżnienie (-). Wreszcie zgasło światło i zaczęło się ostre granie.

Doda wokalnie niezła (+) na poziomie takim jak jej koleżanki po fachu, ale tylko w jej przedziale wiekowym. Piosenki prawie jednakowe więc trudno mieć tu jakieś zdanie, ale jedna odbiegała poziomem (+). Co to było? Ano „Wish YouWhere Here” który to utwór wykonał zespół muzyczny w czasie gdy Doda zmieniała kostium. Chłopaki jak umieli tak zagrali, tylko że nie powiedzieli (-) czyj jest to utwór. Potem małolatów trudno przekonać, że np. „Venus” to kompozycja holenderskiej grupy Shocking Blue, a nie jakiejs amerykańskiej „gwiazdeczki”

(niedawno słyszałem właśnie koszmarną wersję disco tego niezłego utworu). Szkoda że Doda tak rzadko zmieniała kostiumy bo może usłyszelibyśmy coś jeszcze od zespołu „Virgin”, tu znowu (+) za nazwę idealną dla kapeli akompaniującej jak by nie było sex-bombie. Potem jeszcze aż dwie piosenki o ukochanym Radziu, troche przydużo jak na godzinny występ i jedna chyba ambitniejsza bo na małym ekranie nad sceną pojawiły sie czołgowe gąsienice. Niestety fatalna akustyka (-), być może to była wina sali, sprawiła ,że nie można było zrozumieć słów. Zebrani pod sceną fani chyba nie bardzo znali dodowski repertuar bo często na pytanie Dody; „kojarzycie?” musiała zadawać kolejne:” jak to, tego nie kojarzycie?”.Potem tylko do zespołu krótkie  „no to jedziemy!” I jechali aż świało na sali się znów zapaliło co oznaczało ze show dobiegł końca. Po kilkudziesięciu minutach Doda pod silną eskortą wyszła rozdawać autografy. Nie takie gwiazdy widziałem bez takiej ochrony, ale obiektywnie trzeba przyznać, że fani takich gwiazdek są najbardziej niebezpieczni. Tak więc Doda różowy mikrofon zamieniła na flamaster i pod ochroną podpisywała co tylko jej fani podsunęli do podpisu (jak kiedyś nasz eks-prezydent) Jeden starszy i elegancki pan ochroniarz, stał przez cały występ przy samym głośniku, a może to tato? I jaki mamy wynik? Trzy elektrody ujemne i trzy dodatnie, podsumujmy: (+3)+(-3)=0. Nieźle, taki wynik uzyskał w oczach Millera swego czasu Zbigniew Ziobro,  teraz jeden z najlepszych polityków. Nie było więc aż tak źle żeby uzyskać wynik jaki uzyskał Miller w oczach społeczeństwa (mniej niż zero). Sorry Doda, jeszcze jeden plus. Nie tak dawno inna polska gwiazda znana jako Kora wyzwała podczas występu w klubie 107/108 kogoś z  publicznośći (zupełnie bez powodu) od chamów. Parę dni temu pani Streisand popisała się chamstwem w Nowym Jorku, a nasza Doda znana z ciętego języka, która telewizyjnego błazna Kubę Wojwódzkiego nazwała publicznie „ciotą” (tu też dla niej plus), u nas była bardzo miła. A powód by się znalazł, choćby np.bardzo nieliczna publiczność. Nie wiadomo co było przyczyną? Reklama w mediach, plakaty, wszystko bez zarzutu. Bilety były wprawdzie trochę za drogie jak na tą klasę artystów i możliwości jej prawdziwych fanów, a może po prostu torontońsko-mississagowska publiczność jest bardziej wymagająca od chicagowskiej gdzie wyprzedano trzy koncerty (tylko tam jednak jest nas dużo więcej). Dziekuję Markowi Kornasiowi za wmożliwienie obejrzenia tego występu, bo płacąc $45 za bilet miałbym jednak poczucie źle wydanych pieniędzy. Ostatnio Doda zaczęła sama pisać teksty swoich piosenek. Na płycie pt. „Ficca”z ubiegłego roku ( z niej pochodzi zdjęcie na plakatach) znalazła się m.in. „Piosenka na imprezę” muzyka: T.Lubert, słowa: Doda. Oto jej fragment:

(…)Czasu brak na głupoty

Trzeba brać się do roboty

Driny, faja to jest to!

Parkiet, barek, Twój „kanarek”

Jedną noc mamy tylko

Nosek przypudrujmy szybko

Nagie ciało to mój szpan

Każde oczy szok zamroczy(…)

Lepiej nie przechwalaj przy mnie się

Rozporek się zacina ,

Tak to na mnie działa, tak to na mnie działa

Magia mocy cała

Czasu brak na głupoty…

Nic dodać nic ująć. Oj Dorotko, chyba na ten test na IQ przemyciłaś jednak jakąś ściągę.

PS.

Kiedyś ktoś stwierdził, że gdyby ci młodzi muzycy chcieli grać jak Hendrix czy Clapton to połamaliby sobie palce na strunach . Nie do końca  jest to prawdą. Oczywiście nie  mam na myśli zespołu „Virgin” bo to półamatorzy, ale będąc niedawno na koncertach Rogera Watersa i Erica Claptona miałem okazję zabaczyć paru bardzo młodych muzyków niewiele ustępujących warsztatowo samym mistrzom. Ale co z tego i tak tylko wykonują dzieła mistrzów. Myślę, że szeroko rozumianą tzw. muzykę rozrywkową dotknął problem dręczący już od dawna tzw. muzykę poważną. Brak zdolnych kompozytorów powoduje że „muzycy poważni”

od kilkudziesięciu lat interpretują tylko utwory powstałe na przełomie XIX i XX wieku. Teraz

„muzycy rozrywkowi” nie mają innego wyjścia jak sięgać do tego co powstało w latach od 50-tych do 80-tych. Cóż widocznie ta „iskra boża” niezbędna jednak w twórczości artystycznej tak często na Ziemię nie spada.

A skoro prawie wszystko dziś o kulturze to jeszcze mała dygresja. Po ontaryjskich szosach jeździ

od niedawna tzw.cube van ze zdjęciem sympatycznego pieska i napisem „Ksiegarnia Pegaz”. Akurat pracuję w tzw. reklamie i wiem jaką uwagę przywiązują np. Francuzi czy Portugalczycy do swoich „ogonków i kreseczek”. Jeszcze „Sklep miesny”  możnaby jakoś przeboleć, ale księgarnię?

Nie wiem czy to przeoczenie, niedouczenie, szpan czy lekceważenie języka polskiego.

Dlaczego Zbyszku pozwalasz żeby Twoja Tekla stała pod bykiem (ortograficznym)?

 

Krzysztof Sapinski, Toronto

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *