Stosunek Polonii do polskiego konsulatu jest odzwierciedleniem stosunku władz polskich do Polonii. Za PRL-u nie tylko wstyd ale i strach było się tam pokazać bo pracowali tu przeważnie esbecy. Jednak zwykłemu Polakowi najbardziej chyba dali się we znaki dość wredni urzędnicy, którzy robili co mogli by mu ojczyznę obrzydzić. Kiedy żelazna kurtyna opadła i esbecy powrócili do kraju gdzie zostali generałami, to w konsulacie nawet wypadało się pokazać bo w jego ogrodach śpiewano serenady, a ostatnio nawet zaczęto tam puszczać wianki. Wydawać by się mogło, że wraz z esbecją zniknęła stamtąd też PRL-owska biurokracja. Jednak przypadek naszej czytelniczki pozwala podejrzewać, że duch PRL-u ciągle jeszcze w tej willi nad jeziorem straszy. Przyjechała ona do Kanady na pobyt stały w 1992 roku. Po dziesięciu latach upłynęła data ważności jej polskiego paszportu. Jako, że jest to właściwie tylko dokument podróżny, a ona sama nie wyjeżdżała zbyt często, nawet nie zwróciła na to uwagi. Kiedy jednak zaplanowała sobie w tym roku urlop w Polsce, pomimo posiadania paszportu kandyjskiego, udała się jako też obywatelka Polski, do konsulatu w Toronto by go uaktualnić. Niestety w piwnicznej izbie budynku przy 2603 Lakeshore Blvd. odmówiono jej przyjęcia wniosku bo był on za długo nieważny. Jak długo trwa ważność nieważnego paszportu nikt nie potrafił określić ale poinformowano ją za to o konieczności przeprowadzenia procedury mającej udowodnić, że w ogóle jest ona jeszcze polską obywatelką. W dokumentach jakie otrzymała, konsulat RP powołuje się na art. 17.4 ustawy PRL z 1962 roku o treści: „posiadanie i utratę obywatelstwa polskiego stwierdza wojewoda” , nic więcej. Raczej oczywistym jest, że może tu chodzić o sytuacje gdzie mogą być jakieś wątpliwości. Lecz czy w przypadku osoby posiadającej wydany w 1992 roku paszport, ważny dowód osobisty i tzw. PESEL a nawet naliczony w ZUS kapitał początkowy mogą one zaistnieć? Dalej jest jeszcze śmieszniej bo podany jest wykaz dokumentów koniecznych zdaniem konsulatu do tego by wojewoda mógł to obywatelstwo potwierdzić. Jest tego dość sporo: kwestionariusz osobowy, oświadczenie o nieubieganiu się o zamianę obywatelstwa(?), szczegółowy życiorys z historią emigracji własnej i rodziny oraz informacje o związkach z Polską. Potrzebny jest też akt urodzenia, akt stanu cywilego oraz dokument stwierdzający datę nabycia obywatelstwa obcego. Jakby coś takiego otrzymała Doda to nie bacząc na recydywę powiedziałaby na pewno, że tylko ktoś „napruty winem i palący jakieś zioła” mógłby coś takiego wymyśleć. Ale jest jeszcze w zestawie tym coś na co samo wino i zioła nie wystarczą. Bo trzeba podpisać oświadczenie o takiej treści: „ Obywatelstwo kanadyjskie otrzymałem/-am w dniu…..Oświadczam, że przez władze kanadyjskie uważany /-a jestem za obywatela/-kę Kanady”. Tylko kto ma tak uważać? Premier, gubernator czy może posterunek 13-ty? Jest tam jednak też druk, w którym pod grożbą odpowiedzialności karnej mamy stwierdzić w obecności konsula, że nie występowaliśmy o zwolnienie z obywatelstwa polskiego. Dla kogoś kto zna polską konstytucję powinien on być jedynym wymaganym w takiej sprawie bo jej artykuł 34.2 brzmi tak: ” Obywatel polski nie może utracić obywatelstwa polskiego, chyba że się sam go zrzeknie”. Czy możliwe aby konsulem generalnym w Toronto był człowiek nie znający Konstytucji Rzeczypospolitej? A jeśli zna ale pozwala aby podlegli mu urzędnicy wbrew niej postępowali to może powinien się tym zająć nawet trybunał konstytucyjny. Przypadków zrzeczenia się polskiego obywatelstwa jest stosunkowo niewiele a decyzję w tej sprawie musi wydać sam Prezydent RP. Sprawdzenie czy ktoś nie figuruje na takiej liście to dla konsulatu sprawa paru minut. Dlaczego zmusza się więc obywateli polskich do składania delikatnie mówiąc, dość idiotycznych dokumentów. Odpowiedź jest tu chyba dość prosta bo jak zwykle gdy nie wiadomo o co chodzi, to na pewno chodzi o pieniądze. Wyrobienie paszportu w Polsce kosztuje 140 zł, w Kanadzie też 140 ale dolarów. Można zrozumieć, że ta trzykrotna różnica jest właśnie po to by pokryć jakieś dodatkowe czynności, które muszą tu być wykonane. Jednak sprytnym urzędnikom to za mało. Za samo przyjęcie takiego wniosku żądają $112. Potem za „sprawdzenie” każdego załącznika opłata wynosi $41. Gdy do tego dojdą koszty tłumaczeń to całkowity koszt udowodnienia czegoś oczywistego może wynieść nawet około $700. Czy urząd reprezentujący państwo polskie może w ten sposób nie tylko łupić ale też właściwie poniżać polskich obywateli? Podobno jedną z przyczyn skrócenia terminu ważności nieważnego paszportu jest to, że „informatyzacja” dotarła do konsulatu stosunkowo późno więc dość prostymi przecież dla konsulatu czynnościami obciążono petenta, dla którego nie są one wcale takie proste. Opłata w Urzędzie Wojewódzkim za poświadczenie obywatelstwa wynosi 58 zł. czyli jakieś $20 i wcale nie jest tam wymagany taki zestaw dokumentów jak ten opracowany przez konsulat. Zresztą jakby się zgłosił tam w tej sprawie ktoś posiadający dokumenty takie jakie posiada nasza czytelniczka to z pewnością zobaczyłby jak urzędnik puka się w czoło. Może to dobry czas na poinformowanie o tym Polonii bo akurat następuje wymiana konsula generalnego. Czy ten nowy zrobi wreszcie coś by polska willa nad jeziorem Ontario nie kojarzyła się nam z PRL-em, czy też jak poprzednicy posłucha serenad, puści wianki a potem powita następnego?
Chociaż w Europie już się nie pamięta, albo pamiętać nie chce, o czymś takim jak szlabany na granicach, to trudno jednak zapomnieć, że przekraczanie granicy PRL-u do przyjemności nie należało. Chociaż Kanada i USA są pod tym względem cywilizacyjnie zapóźnione, ale to z amerykańskich filmów pamiętamy jak różni gangsterzy na każdej granicy wyciągali inny paszport. Jak widać sentymet do hollywódzkich produkcji nad Wisłą trwa bo z Polaka mieszkającego za granicą postanowiono zrobić w Polsce właśnie takiego gangstera. Ma on wyjeżdżać z Polski pokazując paszport polski a wjeżdżać do kraju zamieszkania z tamtejszym. Pomysł dość dziwaczny bo paszport jest dokumentem uprawniającym do przekroczenia granicy i jeżeli jest on na niej ważny raczej nic komuś do tego gdzie został wystawiony. Jednak zdarzają się niestety nawet przypadki zatrzymania w Polsce osób podróżujących z kanadyjskim lub amerykańskim paszportem.Za PRL-u przynajmniej wszystko było jasne. Na podstawie tej samej ustawy z 1962 roku odebrano wprawdzie obywatelowi obywatelstwo ale jak przyjechał do ojczyzny to żaden esbek mu nie podskoczył. W czasach kiedy nawet polski minister obrony posiadał dwa obywatelstwa wydawałoby się, że takie sytuacje nie mogą mieć miejsca. Podejrzenie, że chodzi tu o kasę też raczej odpada bo jak opisaliśmy powyżej konsulaty robią co mogą by zniechęcić Polaków do wyrabiania paszportów. Jedynym rozsądnym wytłumaczeniem znów są ci „napruci winem i palący jakieś zioła”. Nałogi te zauważono już w Brukseli, skąd w 2004 Polska otrzymała upomnienie. W reakcji na nie wydano wytyczne strażnikom granic by nie byli zbyt gorliwi. Czyli los podróżnych zależy teraz mniej od prawa a więcej od humoru mundurowego. Co chciano przez te durnowate działania osiągnąć nie wiemy. Wiemy natomiast co osiągnięto, bo coraz cześciej latamy zamiast do Warszawy, do Berlina lub Pragi i wynajmujemy samochód w niemieckich czy czeskich wypożyczalniach.
Tysiące samochodów stojących w ponad trzydziestostopniowym upale. Niektórzy je pchają bo skończyło się paliwo lub przegrzał silnik. Dzieci płaczą, ludzie biegający za potrzebą na pobocze. Tragiczny wypadek? Obóz uchodzców w Afryce? Spoko to tylko granica przyjaźni. A rzecz dzieje się 30 czerwca 2012 nie na moście w Słubicach ale na Lewiston Bridge koło Niagary czyli na granicy krajów z G8 jeszcze bardziej się przyjaźniących niż kiedyś PRL z NRD. Za cenę zadania paru przygłupich pytań lub zarekwirowania dziecku importowanego z Florydy owocu naraża się zdrowie tysięcy ludzi na niebezpieczeństwo.Czy nikt nie wiedział, że Canada Day weekend będzie dniem wzmożonego ruchu turystycznego? Czy nie można było uprościć absurdalnych procedur przekraczania tej absurdalnej granicy? Może i wiedział ale nie można było bo prawdopodobnie jakiś „napruty winem i palący jakieś zioła” wywiadowca wykumał sobie, że te dni mogą być szczególnie dla Ameryki niebezpieczne, tak jak zresztą każdy Halloween, kiedy to ogłaszany jest już rutynowo „red alert”. Niestety, ale wygląda na to, że największym niebezpieczeństwem jest tu głupota ludzi tego bezpieczeństwa strzegących.
Wprawdzie otrzymaliśmy Euro tylko dlatego, że Rosja nie chciała, ale zorganizowaliśmy je całkiem dobrze. Ci co byli na miejscu a widzieli też inne turnieje zgodnie mówią, że w Polsce było najfajniej. Niestety chociaż nasi piłkarze nie pogdakali zbyt długo, to jak na 62 drużynę świata wypadli nadspodziewanie dobrze. Bo co mają powiedzieć tacy Holendrzy (4 miejsce), którzy przegrali wszystkie swoje mecze. My możemy przynajmniej pożartować sobie jak w tym dowcipie, że jako gospodarzom nie wypadało nam wyjść z grupy pozostawiając tam naszych gości. Takiej drużyny jaką mieliśmy w PRL-u chyba długo mieć nie będziemy ale też z dwojga złego raczej wolimy słabych piłkarzy niż PRL. Tęsknota za PRL-em mogła się pojawić tylko z powodu polskich chamów, których tam tak łagodnie by nie potraktowano. Chamy uliczne oberwaliby od ZOMO tak, że popamiętali by to do przedłużonej emerytury. Chamom medialnym też przydałby się wycisk, ale przede wszystkim nie powinni oni znaleźć pracy żadnej poza sprzątaniem na Ukrainie. Czy Wojewódzki wlazł już na sam szczyt swojego chamstwa, czy jeszcze się tam wdrapuje? Może do tych, którzy uważali go za nieszkodliwego błazna dotrze wreszcie prawda, że to po prostu zwykły cham. Jak długo chamy pozostaną w polskich mediach to już zależy od Polaków. Na pewno na długo pozostaną w polskim krajobrazie nowe stadiony i problem ich wykorzystania. Niestety ale dotyczy to jednak wszystkich organizatorów takich imprez. U nas przynajmniej ten w Warszawie został zbudowany z głową i w przypadku gdyby miał się stać z powrotem placówką handlową to z daleka widoczy koszyk na pewno będzie dobrą dla niej reklamą.
Mieliśmy też nasz polonijny akcent Euro 2012. Twórcy jednej z najlepszych polskich płyt wszechczasów „Kava 4.2” Mariusz Michalak i Krzysztof Łysiak znani też jako zespół „Mr. System” nagrali „Hymn kibica”, który miałby chyba największą szansę na sukces w konkursie z „Koko Koko Euro Spoko”. Wideo z hymnem można obejrzeć na: https://www.youtube.com/watch?v=gbRNpWhVu5U
Trzeba przyznać, że za czasów PRL-u żaden z sowieckich przywódców na coś takiego w stosunku do sojusznika, by sobie nie pozwolił. Obojętnie czy amerykański przywódca powiedział to bo nie wiedział , czy był „napruty winem i palił jakieś zioła” czy wreszcie jest amerykańską wersją „nie chcem ale muszem” to dość szokującym jest to , że ktoś taki prezydentuje największej jeszcze potędze świata. Jednak chyba to, że już nikt nie może zostać w USA prezydentem bez zgody „międzynarodowej” finansjery z Wall Street może jeszcze bardziej niepokoić. Ledwo Obama uderzył w stół a nożyce (w postaci Debbie Schlussel) już się odezwały. Czy chodzi tu o to aby następne pokolenie wysoko nieedukowanego społeczeństwa wyuczyć, że sprawcami holokaustu i wszystkich nieszczęść byli Polacy, którym trochę pomagali naziści? Oczywiście nazistów już nie ma i nie bardzo wiadomo kim oni byli, a Polacy są i powinni za wszystko teraz zapłacić. Już dawno doszliśmy do wniosku, że tak jak sytuację w naszej kredyt union można poprawić odsuwając tam od finansów braci zakonnych, to świat byłby dużo lepszy gdyby braciom starozakonnym zakazano grać na pieniądze.
Żoną burmistrza Toronto Roberta Forda jest Polka i to ona mogła mu trochę o PRL-u opowiadać bo reality show „back to the PRL” zrobił on po mistrzowsku, czyli dokładnie tak jak było wtedy. Niby chciano dobrze a wyszło jak wyszło. Dobroć jego polegała na tym, że chciał abyśmy zaoszczędzili parę centów na opłatach za plastikowe torby nazywane w PRL-u reklamówkami, za które musieliśmy płacić sklepikarzom po 5 centów. Jednak jego wystąpienie na radzie miejskiej spowodowało przebudzenie się wrażliwego na krzywdę ludzką, lub raczej „naprutego winem i palącego jakieś zioła”, radnego, który zgłosił wniosek żeby zlikwidować wszystko, to znaczy nie będzie nic ani opłat ani toreb. Że też program Kokonowicza jest tu tak znany. Reszta skacowanego widocznie towarzystwa podniosła łapy do góry i tym sposobem od stycznia przyszłego roku reklamówki będą zakazane. Tym sposobem Toronto z ostatniego miejsca wskoczyło na pierwsze. Nie jest już ostatnią metropolią, która nie ma połączenia z lotniskiem, tylko pierwszą w której nie będzie reklamówek. A przy okazji jaka to frajda dla Polonii! Znów udamy się na zachód aby je stamtąd przywozić, a Mississauga będzie dla nas jak RFN. Żeby tylko nie wlepiali nam mandatów za paradowanie z zachodnią reklamówką, co jest całkiem prawdopodobne bo większość torontońskich mandatów wypisują ludzie pochodzącyc z krajów wschodu, gdzie zakupy pakuje się przeważnie w gazety. Tyle pół żartem, ale tak na serio głosując na Forda mieliśmy nadzieję na skończenie z wyniszczającym miasto socjalizmem i ukrócenie terroru związków zawodowych. Niestety dał się on wciągnąć w dość żenujący show, w którym go ciągle mierzą i ważą. Jednak czy burmistrz jest „przy kości” nie jest tak ważne jak to by był to chłop „z jajami”.
Za czasów PRL-u w ZSRR kukurydza rosła tak wysoko, że do jej uprawy skonstruowano nawet samolot zwany kukuryźnikiem. Teraz w niektórych rejonach Toronto „rosną” najwyższe słupy energetyczne. Wysokie jak sekwoje pnie drzew zaczęto niedawno przesadzać czyli wymienać na nowe. Pajęczyna przymocowanych do nich drutów stanowi jeden z cudów współczesnego świata, bo cudem jest, że to wszystko jeszcze działa. Jak widać na zdjęciu poziom torontońskiej energetyki będzie teraz o jakieś 20% wyższy niż dotychczas. Podobno jednak chińscy leśnicy pracują na zlecenie torontońskich energetyków nad wychodowaniem sekwoi, z której zamiast gałęzi będą wyrastać przewody elektryczne. Związkowcy z TTC są przy nadziei, że pozwoli to pokryć siecią tramwajową całe miasto otwierając tym sposobem nieograniczony rynek zbytu dla chińskich rowerów i hulajnog.
PS. Już po raz drugi wypada podziękować Dorocie Rabaczewskiej znanej też jako Doda-Elektroda, za inspirację w kolejnym wydaniu prawda.ca. Słowa jej, które stały się już klasyką, pozwalają dość rozsądnie wyłumaczyć sporo niewytłumaczalnych wydarzeń. A wszystko dzięki „naprutym winem i palącym jakieś zioła” przebierańcom. Kiedyś jeden polski senator przebrał się pod ich wpływem w sukienkę. Ci od Dody, upodobali sobie sędziowskie togi. Czy po odwołaniu się Dody do Strasburga, tak jak w przypadku paszportów dostaną oni wytyczne by nie byli zbyt gorliwi, dawki zmniejszyli, a po ich zażyciu się raczej nie przebierali?
23 Comments
https://a6.sphotos.ak.fbcdn.net/hphotos-ak-snc6/s720x720/282600_466956576666058_1318735890_n.jpg
To nie wirus, to link do odpowiedzi dla Debbie, i jej kretyńskich wypowiedzi.
Przez te szopki z paszportem zrezygnowałem z wyjazdów do Polski. Pojadę gdy znowu będzie normalnie, a jeśli nie będzie to jest jeszcze tyle stron świata których nie widziałem…
jeśli się znajdzie chociaż jeden Polonus w USA który zagłosuje znowu na Obamę, to warci jesteśmy by nam skakano po głowach i opowiadano głupie żarty i pluto w twarz…
Moi drodzy.! Przecież te wszystkie kwestionariusze,zaświadczenia,życiorysy wypisywane dla konsulatu mają jeden cel.Tu nie chodzi o dane do paszportu! Tu chodzi o kompletną ingwilację Polonii,zbieranie danych osobowych dla polskiej obecnej bezpieki.Dla WSI i wywiadu.Zgodnie z okólnikiem z 1989 r.wydanym przez Kiszczaka i obowiązujacym do dnia dziesiejszego.Jedną z dyrektyw jest dyskredytacja miejscowych aktywistów działających przeciwko państwu Tuska.!Drugą dyrektywą jest rozsadzanie organizacji opozycyjnych-polonijnych od środka.Trzecią jest zupelna kontrola Polonii w celu zbierania danych.Czwartą jest wspieranie organizacji na emigracji PRORZĄDOWYCH !! I doświadczamy tego na codzień.
Już dawno zrezygnowalem z Konsulatu i jego „owoców”Mam paszport kanadyjski i mnie w zupelności wystarcza.
Jeżeli chodzi o duchy w Konsulacie to straszą mnie byli oficerowie SB ,ktorzy są na etacie teraz „Body Guard”I to sa upiory komunizmu.
Granica z USA.Wiemy powszechnie o poziomie edukacji i kultury osobistej wielu amerykanów.Pokazały ten stan sondy uliczne amerykańskich stacji.Jeżeli 90 % zapytanych nie wiedziało z jakimi krajami USA graniczy /niektórzy doszukali się Hawaji nawet i Australii,nikt nie wspomnial o Kanadzie/;to nie może w nas budzić zdziwienia harrasment na granicy.Przeciętny amerykanin nie wiedzial ile gwiazdek jest na fladze USA i co one oznaczają w rzeczonej sondzie.Jak się zachowywać na granicy.1/musicie precyzyjnie i szybko określić adres gdzie jedziecie i kiedy wracacie.Być uśmiechniętym ,Malo mówić ,odpowiadać tylko na pytania.
ha ha ha, hermes, nie czuj się taki ważny. Tusk olewa co Polonia myśli czy robi. To tylko Jarosław widzi w nas ostatnią deskę ratunku i próbuje nam wmówić jacy ważni jesteśmy. Jak dojdzie do władzy to też nas oleje. Skończ z dziecinnymi złudzeniami i myśleniem że kogokolwiek w Polsce, może oprócz Twojej rodziny , obchodzi co my tu robimy czy myślimy. Get real
Bo często na tych granicach są buraki z prowincji,ktorych najwyższym poziomem edukacji jest high-school ,bez wpojonych zasad kultury spolecznej i humanizmu.Ach! Zresztą przejrzyjcie programy szkół.Do tego tępi nauczyciele wykladające według lewackich szablonów ,nie posiadających wiedzy.UWAGA ! Moje uwagi nie dotyczą wykladowców z Libanu,Polski,Rosji czy nawet Włoch.Zresztą co to za system edukacji,jeżeli wiadomo,że nie zostawia się w klasach do powtórzenia leniów i matołów ,a przechodzą z klasy do klasy bez problemu.Uczeń/student/ jest świętą krową i nie wolno go prześladować jakimiś dwójami czy wymagać i egzekwować nauki.Baran wszedł do I klasy Liceum i baran wychodzi z tej szkoły ,Oczywiście są wyjątki oraz szkoły prywatne dla elit.
Barak Obama.!Oto macie przyklad edukacji uniwersyteckiej Stanów Zjednoczonych.Prezydent okazał się BARANEM !Zabraklo mu bystrości umysłu i wiedzy.On po prostu nie wiedział ,kto wywolał wojnę,jaki naród okupowal 3/4 Europy,on nie wiedział ,że Polacy nie zakladali obozów zaglady.Powtórzył bezwiednie tekst ,który mu jakiś wredny antypolonista podsunął.Gdyby miał wiedzę to by się wstrzymał nawet jak mu podsuneli bzdury.A tak walnął jak chory w kubel.Być może,że przeciwnicy jego poddali go testowi,ktory go zupelnie skompromitował ,a wiemy,że zbliżają się wybory.!Wpuszczono biedaka w maliny Ot Co !A rząd polski za słabo zareagował.Cóż możemy wymagać od totalnych dyletantów.
Panie Marku-Obchodzi,obchodzi!Sam Tusk stwierdził ,że pomoc Polonii dla Polaków /czyt.rodzin/ w Polsce to 3 miliardy dolarów rocznie !!Im nie chodzi o Polonię rzeczywiście.Ale o kasę ,którą ta Polonia „produkuje”I możliwość osiedlenia na tym zepsutym „zachodzie” wykorzystując kontakty polonijne.Były konsul Konowrocki z żoną niezłe poczynił w Kanadzie inwestycje skoro wrócił a babę swoją zostawił,żeby mu interesu pilnowala.Oczywiście wszystko z wyświęceniem oo.Oblatów z którymi wchodzil w miłosne relacje niemal.W Szwajcarskich bankach ulokowali 18 mld $ ktore pilnowal niejaki Vogel były przestępca.Dlatego w Polsce trup pada gęsto….” Przez samobójstwa” oczywiście.
Ja tam Forda polubilem za jajo i konserwatyzm.Ale cóż biala owca zrobi otoczona bandą lewaków?No to wyjechał po raz wtóry z żoną na kottage,A po Toronto paradawali starzy zboczeńcy z genitaliami na wierzchu nie zważając na obecność dzieci.Jak to się ma do paragrafu o nieobyczajnośći ? Nie wiem.Specjalne przywileje maszerować z kutasem na wierzchu?Spróbujmy się rozebrać w powszedni dzień.Natychmiast nas aresztują i skażą za obnażanie sie w miejscu publicznym i nieobyczajność.
O wojewódzkim i tym drugim cwaniaczku i chamie nie piszę.Robią fajną robotę kompromitująć swoim chamstwem wrażą telewizję.
Energetyka.!Hydro i władze nie mogą zrezygnować z lasu pokrzywionych słupów i pajęczyny w powietrzu siatki kabli.Nie widzą rozwiązania tłumacząc brakiem funduszy.Dlatego są 50 lat za Europą.Uwielbiam jak kolo mojego domu dzięcioły wybijają werbel wydłubująć korniki./Może sa na etacie ?/ Robilem panoramę Lakeshore.No i na wywolanej fotografii zobaczyłem las słupów powykrzywianych we wszystkie strony świata.Nigdy nie wyślę tego zdjęcia do Polski.Wstyd !
Z takimi przepisami paszportowymi i z tymi niemal alpejskimi progami biurokratycznymi, Polska bardziej przypomina kraj trzeciego świata niż zachodnią demokrację. I co z tego, że są piekne stadiony, odnowione centra turystyczne ( bo zaplecze nadal razi nieporządkiem, brakiem estetyki i brudem ) i nowe drogi, kiedy mentalność klasy rządzącej nie może oderwać się od starych nawyków? Jak długo jeszcze będziemy to tłumaczyć transformacją ustrojową?
Może tu chodzi o coś jeszcze innego? Te przepisy nie uderzają w zachodniego turystę. Nie uderzają w Polaka, który w ostatnich latach wyjechał na zachód Europy za pracą ( a jest ich jakies 3 miliony ). One jedynie „umilają” życie Poloni z obu Ameryk i z Australi, czyli tej „starej” Poloni. Lub ściślej – pokolenia solidarnościowego lat osiemdziesiątych. Tego który uparcie głosuje na PiS. Wiem, że to daleko posunięte myśli, ale znając złośliwość Pełowskiej administracji i mściwośc Tuskina, wszystko jest możliwe. Nie chciałbym, żeby tak było, bo to znaczyłoby, że ogromna większość jest karana za mały procent głosujących.
Póki co, tak jak pan Marek, będę wybierał inne, bardziej atrakcyjne zakątki świata na odpoczynek. Swoją drogą ironią losu jest to, że na komunistyczną i totalitarną Kubę latamy bezstresowo, a do ojczyzny….no jest jak jest. Od jakiegoś czasu myślę o opcji Cejrowskiego, ale z przerażenia przed polską biurokracją ciągle zaniecham.
Panie Hermes, nie można wyrabiać sobie zdania na temat ogólnej inteligencji danego społeczeństwa na podstawie przykładów anegdotycznych. Te filmiki na You Tubie, o których pan wspomina, były robione w kontekście amerykańskich komediowych programów telewizyjnych. Taki sam filmik można zrobić na ulicach każdego innego miasta na świecie. Wystarczy wiedzieć gdzie pójść i kogo złapać do odpowiedzi! A swoją drogą co bardziej pokazuje inteligencję danego społeczeństwa jak nie ochota ze śmiania się z samego siebie.
Przypuszczam, że naśmiewanie się z „głupoli kanadoli”, czy „głupich angoli”, lub „głupich jankesów” sprawia wielu przyjemność, a oglądanie takich filmików utwierdza w przekonaniu własnej mądrości, ale naprzeciw anegdotkom amerykańskim mógłbym przedstawić ogrom anegdotek o debiliźmie Polaków i to tych wyuczonych jeszcze w tym jakże osławionym szkolnictwie polskim. Dla przykładu znam kilku ludzi – Polaków – w moim wieku, którzy w takiej sondzie ulicznej wypadliby równie mizernie jak Ci Amerykanie, bo nie mają wiedzy historycznej, geograficznej ani politycznej, a czytanie ogranicza się do czytania instrukcji, ostatecznie gazet. Wystarczy jedynie zebrać ich na jakims przyjęciu i nagrać.
Jeden z moich przyjaciół, sam kończąc w Polsce tylko podstawówkę a tu High School opowiadał, że pracował u Polaka „na dachach” z takimi debilami, że nigdy nie przypuszczał, że wśród nas tacy w ogóle są! Wiecznie pijani, nigdy nie poprzypinani ( a jakże, dla Polaka bezpieczeństwo to obraza jego męskości, natomiast spadnięcie na głupi łeb już nie ). Kiedy jeden z nich spadł z wysokości trzeciego piętra na plecy i się nie ruszał, jego kompan ( też pijany ) wychylił się z dachu i tylko krzyknął „Józek, k…wa nie wygłupiaj się!” Oczywiście kiedy okazało się, że Józek się nie wygłupia tylko ma przetrącony kręgosłup, wszyscy ulotnili się z placu budowy i mój kumpel, jedyny „legalny”, został z poszkodowanym. Gdyby ktoś chciał zrobić dowartościowujący siebie tendencyjny filmik o głupocie Polaków nie musiałby daleko szukać panie Hermesie. Także nie budujmy swojego zdania na podstawie przekazów medialnych. Szczególnie, że my Polacy doznaliśmy w przeszłości dużo bólu właśnie za sprawą takich tendencyjnych przekazów. ( Najświeższy przykład to film dokumentalny BBC „Stadiums of Hate” gdzie Polacy i Ukraińcy są tendencyjnie przedstawieni jako rasiści i neonaziści. Z powodu filmu wiele tysięcy kibiców angielskich zrezygnowało z przyjazdu do Polski ).
Amerykanie, jak każdy, są różni. To jest ogromny kraj, z ogromną ilością ludzi, kilkoma strefami czasowymi, klimatycznymi i kulturowymi. Amerykanin wychowany w Cajun country ( Luizjana ) jest zupełnie inny niż Amerykanin urodzony w południowym Teksasie, czy w Seatlle, nie mówiąc o Tennessee czy Nowym Jorku. Kontrasty są ogromne. Mało tego, kontrasty te są nieraz duże nawet w wewnątrz tego samego Stanu, jak naprzykład w Kaliforni północnej czy południowej. Wiadomo, że człowiek niejest tylko tworem genetycznym, ale sumą otaczającego go środowiska. Także robotnik z fabryki Chryslera w Detroit będzie miał z pewnościa inny stan świadomości, wykształcenia i odniesienia do życia, niż finansjer zamieszkujący południowy Manhattan, czy Ranczer z Nebraski. Ja miałem szczęście poznać Amerykę i wszystkie jej oblicza, szczególnie te niewidziane przez turystów zaplecze za sprawą poprzedniej kariery. Spotykałem dużo ludzi i tych dennie głupich i mądrych, szlachetnych i podejrzanych, szczerych, ale i złośliwych. Jedno tylko panu powiem: Nigdzie nie spotkały mnie takie zachowania szczerości i pomocy ze strony bliźniego jak w Stanach. Nigdzie nie spotkałem tylu ludzi spieszących z pomocą, choćby dobrym słowem jak nie mogli inaczej. Nigdzie nie poznałem tylu ludzi ochoczych do rozmowy i do tego ludzkiego kontaktu co w Ameryce. Owszem miałem kilka nieprzyjemnych interakcji, ale moge policzyć je na palcach u jednej ręki i w większości w jednym rejonie – Chicago i Detroit. Natomiast w Kanadzie odwrotnie, ale to już osobny temat.
Widzę, że panu redaktorowi tęskni się za ZOMO 🙂 Nie wiem skąd te przeświadczenie o jego skuteczności, bo na własne oczy, a nie z propagandowej telewizji PRLowskiej widziałem jak dostawali przysłowiowy wp…l. Ta legenda o ZOMO jest uparcie utrwalana przez solidarnościowe pokolenie, które w ten sposób chce utrwalić i wywyższyć swoje uliczne dokonania.
Nawiasem mówiąc to wtedy Ci ludzie pokazujący swoje niezadowolenie za sprawą kamieni i butelek też oficjalnie byli bandą huliganów.
Podziwiam polskich huliganów, którzy we stu rzucili się na tysiące. Znaczy się nie wszyscy jeszcze zostali w Polsce spacyfikowani.
Przemarsz Rosjan przez Warszawę nie mógł się inaczej skończyć. Wiedzieli o tym Rosjanie, wiedziały media zachodnie tylko dziwnym trafem nie wiedziała o tym dająca zezwolenie na ten marsz Gronkowitz-Waltz. Wbrew oczekiwaniom Szprygina ( lider ruskich kiboli z powiązaniami z Kremlem ) Polacy ogólnie zawiedli i nie urządzili jakże oczekiwanej masakry, dlatego widać było później jak nawinięte oficjalne media rosyjskie czepiają sie wszystkiego co można z desperacją rozczarowanego kochanka.
Nie pierwszy raz już słyszę od jakiegoś Polaka ubolewania nad poziomem i stanem amerykańskiego, czy tutejszego kanadyjskiego sposobu nauczania, oczywiście porównując je ze świetnym i ze sławnym na całym świecie nauczaniem polskim, z którego wychodzą nie tylko najmądrzejsi ludzie na świecie, sami wynalazcy, filozofowie i świetni specjaliści od wszystkiego, ale także ludzie szlachetni, dobrzy, wyrozumiali i szczególnie wyczuleni na zasady kultury społecznej i humanizmu. Po prostu sam miód ludzkości.
Ci sami ludzie zazwyczaj wyśmiewają stan świadomości przeciętnego absolwenta tutejszego uniwersytetu na temat wiedzy o Polsce. No bo przecież obowiązkiem każdego uniwersytetu w Kanadzie i w USA jest nauczanie historii i geografi tego pępka świata w centrum Europy, zwanego pospolicie Polską. Przecież bez tej wiedzy nauka absolwenta jest niekompletna i według mnie miejscowe ośrodki polonijne, konsulat polski i minister Sikorski powinni natychmiast tę okropną sytuację skorygować z kanadyjskim Ministerstwem Edukacji. Odpowiednio także z amerykańskim. A prezydent Obama powinien dostac naganę i Polska powinna natychmiast wprowadzić wizy dla obydwu narodów do czasu zaistnienia odpowiednich zmian. Osobiście uważam, że o Polsce powinny się już uczyć dzieci kanadyjskie w przedszkolu, względnie w pierwszej klasie i nauka powinna byc kontynuowana przez wszystkie lata przymusowej nauki, a w programie powinna nie tylko być historia Polski z uwzględnieniem najazdów krzyżackich, rozbiorów i dokładnych powodów zdrady Polski przez aliantów podczas i po drugiej wojnie światowej, ale dzieci powinny się nauczyć recytować od serca i po rozbudzeniu w środku nocy, słowo w słowo Konstytucyję Trzeciomajową. Oczywiście w High School uczniowie powinni już znać wszystkich sławnych pisarzy i poetów polskich a w klasie dwunastej powinni już umieć grać Mazurki Chopinowskie. Natomiast każdy kanadyjski i amerykański program uniwersytecki powinien zawierać przedmiot na temat Polski. Może być społeczno-polityczny, historyczny lub kulturalny. To powinno być wyborem studenta. Wtedy i tylko wtedy nie powtórzy się już nigdy sytuacja jaka zaszła z Prezydentem Obamą, kiedy absolwent Uniwersytetu Amerykańskiego nie zna historii i sytuacji geopolitycznej Polski na tyle, żeby w odpowiednim czasie przerwać podaną mu pod nos przemowę na teleprompterze kiedy treść nie zgadza się z faktami.
Jeszcze coś na temat edukacji tu i w Polsce. Niedawno ktoś w Polsce miał pomysł, żeby dogonić dzieci na zachodzie i wprowadzić pierwszą klasę od lat sześciu, jak to jest tu w Kanadzie, we Francji czy nawet w Portugali. Z mojej ograniczonej wiedzy na ten temat wiem tylko tyle, że w końcu pomysł nie wypalił, czy to ze względu na opór rodziców, czy ze względu na bałagan, nie wiem. W każdym razie nie wypalił. Ja pamiętam z moich lat młodości w Polsce, że idąc do podstawówki umiałem już płynnie czytać z uwzględnieniem interpunkcji itd. Pamiętam także, że pod tym względem byłem w pierwszej klasie ( w wieku lat siedmiu ) wyjątkiem, bo w taki sam sposób czytała jeszcze tylko jedna osoba ( dziewczyna ). Niektórzy coś tam powolutku dukali, bez ładu i składu, omijając kropki i ignorując przecinki. Była też Matematyka i Plastyka. W późniejszych klasach zaczęły dochodzić inne przedmioty. W trzeciej Środowisko, w czwartej Historia i Geografia, potem język rosyjski, Biologia, następnie Chemia i Fizyka. Nie wspominam ZPT i WF-u. Wszystko co było to było wykuwanie i zapamiętywanie liczb i faktów. Na Geografi uczyliśmy się jakże przydatnych faktów na temat zbiorów w Chinach czy produkcji drewna w Rosji. Musieliśmy znać dokładne wysokości szczytów największych gór w danych państwach itd. Wszystko szczególnie przydatne. Na historii oczywiście dokładne daty, ale żadnych dyskusji czy wniosków. Nauka polegała na grzecznym siedzeniu w ławce z rękoma na ławce i pilnym słuchaniu (zazwyczaj ) pani nauczycielki, która za każde najdrobniejsze przewinienie w stylu naprzykład zdjęcia rączek z ławki, w najlepszym przypadku dawała uwagę do dzienniczka, w najgorszym uruchamiała szereg zapewne wyuczonych przecież w osławionym systemie szkolnictwa polskiego, technik pedagogicznych mających na celu szybkie i skutecznie zdruzgotanie i zadeptanie i tak już bardzo wrażliwej i kruchej godności małego człowieka. Dodam, że to było tak częste iż trudno nie myśleć, że dawało im to jakąś sadystyczną satysfakcję. Nie pamiętam aby wpajano nam zasady „kultury społecznej” i „humanizmu” jak to napisał pan Hermes. Jeśli tak było to ta kultura i humanizm musiał wchodzić jednym uchem a drugim wychodzić.
Rezultatem tych humanistycznych polskich metod nauczania była cała generacja, co wielu moich obecnych rówieśników poświadczy, znerwicowanych, agresywnych, nie umiejących rozwiązywac problemów bez krzyku i nerwów ludzi. Tak było w moich czasach. Kiedy przyjechałem do Kanady i trafiłem do High School byłem zaszokowany kulturą nauczycieli, innych uczniów, brakiem agresji i codziennych bójek. W Polsce oznaką tolerancji było przepuszczenie chłopaka z innego podwórka, osiedla, szkoły, bez sprawienia mu bęcków, lub pozwolenia mu okupienia się. Pamiętam jak dziś ile bójek musiałem stoczyć wędrując na inne osiedle, podwórko, przechodząc koło obcej szkoły czy idąc do nie swojego parku. Z tego co wiem dzisiaj jest w Polsce tak samo. Tylko dzisiaj mozna dostać jeszcze nożem albo cegłą. Coś z tym humanizmem w szkołach chyba nie tak panie Hermes. Po przujeździe do kanady szczególnie zszokował mnie stosunek nauczyciela do ucznia. Kontrast był obezwładniający. Tak było w latach osiemdziesiątych.
Natomiast jak jest teraz?
Mój syn idzie już do trzeciej klasy. Szkoła jest co prawda w dobrym regionie, w którym rodziców obchodzi szkoła i nauka ich dzieci. Zebrania są zawsze pełne i waluntariuszy zawsze jest komplet. Kiedy rodziców obchodzi nauka dziecka i są obecni i kłada nacisk to i jakość nauki jest inna. W każdym razie według programu szkolenego narzuconego w całym Ontario, mój syn idąc w wieku sześciu lat do pierwszej klasy musiał już czytać. Na razie bez interpunkcji, ale musiał czytać. Takie były wymagania. Czytac uczył się w prywatnym przedszkolu, gdzie miał też matematykę i nauki plastyczne i społeczno-kulturowe, oraz gimnastykę, taniec i recytację. W pierwszej klasie on już umiał więcej niż przeciętny uczeń w Polsce dopiero zaczynający naukę. W drugiej klasie nawał programu był zadziwiająco wysoki. Tam już nie uczą się gry w klocki. Pewnie, że może być lepiej. Zawsze może być lepiej. Są szkoły i szkoły. Nauczyciele i nauczyciele. System nie jest doskonały, ale nie przesadzajmy. W końcu jak ktos chce się uczyć to ma gdzie. Pięć kanadyjskich uniwersytetów jest w pierwszej światowej pięćdziesiątce. University of Toronto jest piate na świecie. Tutaj przylatują się uczyć z Chin, z Korei i z Japoni, nie wspominając innych. A nie można powiedzieć, że w Azji nie znają się na dobrej jakości nauki.
Niegdyś znalazłem na necie dyskusję polskiego profesora wykładającego jednocześnie w Polsce na Jagielońskim i w Stanach na Harvardzie , który dokładnie i fachowo wytłumaczył swojemu interlokutorowi na czym polega wyższość nauki pobieranej na uczelniach amerykańskich nad polskimi i wyrecytował zmiany jakie musiałyby zajść w Polsce, żeby była w ogóle w stanie startować do rywalizacji naokowej i technologicznej. Jak na razie nikt tych zmian w Polsce nie wprowadził i się nawet o tym nie dyskutuje ( poza wąskim gronem polskich naukowców ). Mam przyjaciół, którzy skończyli polską uczelnię wyższą dość niedawno, bo osiem lat temu i traf chciał, że tutaj też jedno z nich liznęło nauki. Uważa wyższość nauki na tutejszych uczelniach bez porównania. Największą bolączką jest to, że w Polsce na wyższej uczelni uczyli się wszystkiego jedynie z książek. Mówi, że jest to taka sucha wykuta wiedza, bez praktycznego poparcia. Czyli student musi po prostu uwierzyć w to co pisze w książce. Po ukończeniu szkoły nie jest przygotowany do wejścia na szerokie zawodowe wody.
@ hermes
Te pieniądze rzekomo płynące do Polski od Polonii to drogi hermesie nie z Ameryki tylko europejskiej emigracji zarobkowej. Tutaj coraz więcej ludzi dostaje pomoc finansowa od rodziny z Polski. Znam takich wielu.
@Marcin
Proszę, proszę jak działa propaganda PiSu. To bzdura że cala emigracja solidarnościowa glosuje za PiSem. Ja jestem z czasu tej emigracji i masa moich znajomych. Wśród nich może kilku jest za PiSem. Reszta uważa PiS za żądnych władzy oszołomów. Co nie znaczy że w związku z tym popierają PO. Trzeba nie myśleć by uważać to za jednoznaczne.
Jeśli chodzi o nauczanie to się zgadzam
@Marek
Jeśli pan przeczyta jeszcze raz uważnie, napisałem kto głównie tutaj głosuje na PiS, ale zaraz w następnym zdaniu napisałem, że przez mały procent tych głosujących ( chodziło mi o to, że w ogóle mało ludzi głosuje ) większość cierpi. Proszę nie dzielić włosa na cztery. Nie jestem ekspertem od głosowania Poloni, sam nie głosuję i podzielam pańskie zdanie, że głosować nie powinniśmy. Opisałem moje obserwacje, że większość tych, którzy głosują są z pokolenia solidarnościowego. Nie twierdziłem, że wszyscy Solidarnościowcy głosują na PiS. Jednak wyniki sa zawsze przytłaczające na korzyść PiS-u, a głosują ludzie w wieku 50 – 60 lat i ich dzieci ( jeszcze raz dla ścisłości, nie twierdzę, że wszyscy ).
Solidarność to też był zlepek ludzi z różnymi światopoglądami. Niektórzy chcieli niepodległości i kapitalizmu, a innym komunizm nie przeszkadzał, chcieli tylko łatwiejszego dostępu do torta.
Oczywiste jest, że jeśli ktoś nie popiera PiSu wcale nie musi popierać PO i odwrotnie. Jednak takie właśnie ruchy zachowawcze obserwuję wśród rodaków. Jeśli skrytykuję rząd to jestem z miejsca pisowcem i kocham T. Rydzyka. I wtedy wszystkie rozmowy się kończą. To jest chore.
Na początku lat 90-tych dużą oglądalnością w polskiej telewizji cieszył się cykliczny, satyryczny program T.Rossa, w którym autor wyśmiewał absurdy okresu polskiej transformacji, puentując każdy kolejny odcinek stwierdzeniem, że Polska to bardzo dziwny kraj. Minęły lata, nasza demokracja podobno okrzepła, w międzyczasie, za satyryczną przenikliwość naród wynagrodził T.Rossa mandatem posła, który ten nie bardzo umiał spożytkować i dzisiaj za „karę” jest tylko warszawskim radnym, a absurdów w polskiej codzienności jest niemniej niż w czasach PRL-u. Te najświeższe i najgłośniejsze to reakcja kibiców po fatalnym występie naszych piłkarzy w Mistrzostwach Europy oraz medialno-polityczna burza po radiowym wygłupie dziennikarskiego duetu Figurski-Wojewódzki.
W pierwszym przypadku nasi piłkarscy kibice, świetnie dopingujący i wspaniale zachowujący się przez całe mistrzostwa, po wielkim zawodzie jaki sprawili piłkarze nie wychodząc z najsłabszej grupy eliminacyjnej, doznali zbiorowego amoku i pocieszali piłkarzy chóralnym zaśpiewem – „Polacy nic się nie stało”…
Drugi przypadek jest również z piłką nożną w tle gdyż to po porażce Ukraińców z Anglikami, a w konsekwencji odpadnięciu Ukrainy z dalszych gier, dwójka dziennikarzy-satyryków postanowila podworować sobie z pracujących w Polsce na czarno w charakterze sprzątaczek i pomocy domowych Ukrainek.
Od razu uprzedzam, że choć ogólnie toleruję wygłupy Kuby Wojewódzkiego i cenię
jego medialną błyskotliwość, to sposób żartowania z Ukrainek był tak żenujący, że
nawet mnie zamurowało i radziłbym Kubie jak najszybciej wyjechać na bardzo długi urlop, bo w takiej formie artystyczno-dziennikarskiej nadaje się tylko na show w którejś z pijackich spelun na warszawskiej Pradze.
Ale jeszcze bardziej od głupoty dwójki dziennikarzy zdumiała mnie reakcja na nią.
Panowie Figurski i Wojewódzki popisują się w bardzo niszowej, komercyjnej stacji radiowej, skupiającej uwagę niewielkiego grona słuchaczy i tu nagle okazuje się, że siła rażenia tej stacji jest potężniejsza niż dawnej Wolnej Europy! Swoje oburzenie wyrazili i prezydent i premier, o posłach nie wspominając i znani profesorowie, a także większość środowiska dziennikarskiego, a tylko nieliczni obrońcy nieśmiało oponowali , że intencją panów F&W nie było poniżanie godności pracujących u nas ukraińskich kobiet, tylko napiętnowanie sposobu ich traktowania przez polskich pracodawców, z ktorych niejeden wcześniej sam przechodził podobne katusze na niemieckiej plantacji szparagów, czy angielskim zmywaku…
Tak, tak miał T.Ross rację – Polska to bardzo dziwny kraj…
Dokładnie rok temu sam przekraczałem granicę amerykańsko-kanadyjską przez Lewiston Bridge, było podobnie upalnie i rzeczywiście przypominało to komunikacyjną Golgotę. Wjeżdżając do Kanady pierwszy raz tylko z paszportem, byłem na tyle podekscytowany przed spotkaniem z kanadyjskim pogranicznikiem, że specjalnie nie zmęczyłem się oczekiwaniem, a gdy okazało się że na granicy poświęcono nam tyle samo czasu co Amerykanom i pożegnano nas takim samym sztucznym uśmiechem, szybko zapomnieliśmy o wcześniejszych uciążliwościach.
Dopiero w Toronto, gdy stwierdziliśmy, że z torby znajdującej się w bagażniku wypłynęły prezentowe polskie czekoladki, a wódka była prawie ugotowana, zakląłem siarczyście i trochę brzydko pomyślałem o amerykańsko-kanadyjskim ruchu granicznym. Podczas powrotu było jeszcze gorzej, grubo ponad godzinę, ślimaczym tempem posuwaliśmy się do przodu, co parę metrów „odpoczywając”.
Nie mając nic do roboty i już zupełnie wyluzowany, spoglądałem przez okno na karne szeregi wypasionych bryk, pokornie oczekujących na pozwolenie przejazdu
i sam siebie pytałem dlaczego ten nasz świat jest aż tak popieprzony?
Oto podróżuję po wspaniałym kontynencie zamieszkałym przez bardzo bogate i mądre narody przyjaźnie do siebie nastawione, które po pamiętnych zamachach z 2001 roku tak uszczelniły swoje zewnętrzne granice, że mysz się przez nie nie prześliźnie, a mimo to utrzymują aż taki rygor na granicy wewnętrznej. Kto kogo się obawia? Kto komu nie ufa?…
Jeżeli w Europie bogaci NIemcy wspaniałomyślnie wpuszczają do siebie bez ograniczeń wschodnie „hordy” litewsko-estońsko-polskich biedaków i specjalnie nie rozpaczają gdy od czasu do czasu zginie im jakiś samochód, ciągnik czy nawet kombajn, to co może ukraść Amerykanin Kanadyjczykowi i na odwrót?
Czy ewentulane wykupywanie przez Kanadyjczyków tańszego amerykańskiego paliwa i alkoholu warte jest aż takich granicznych obostrzeń?
Odpowiedzi niech sobie udzielą sami zainteresowani, dla mnie ta przygoda graniczna już jest historyczną, nie do powtórzenia w najbliższym czasie, a gdyby nawet, to jeszcze raz jakoś ją zniosę, choć dziwić się nie przestanę…
Nie wiem na ile prezydenta Obamę interesują zagadnienia historyczne i jaką wiedzę z zakresu historii XX wieku wyniósł z dobrych przecież szkół, ale nie chce mi się wierzyć, że nie wie kto na terenie Polski organizował obozy koncentracyjne i jego sformułowanie o polskich obozach śmierci nie trakuję jako obrazy, a raczej jako niefortunną zbitkę.
To prawda, że w PRL-skich szkołach pakowano nam do głów tyle geograficzno-historycznych detali, kompletnie nieprzydatnych w dorosłym życiu, że często brakowało w tych głowach miejsca na zapamiętanie solidnych podstaw matematyczno-fizycznych i pewnie dlatego tak trudno nam Polakom zawalczyć o noblowskie premie. Ale zachodnie systemy kształcenia wąskotorowego też mają swoje minusy, owszem wypuszczają absolwentów znakomitych w swoich dziedzinach, ale często ułomnych umysłowo jeśli chodzi o wiedzę ogólną.
W 1989 roku zaliczyłem paromiesięczny epizod kanadyjski, parobkując w firmie budowlanej kanadyjskiego Chorwata z którym dogadywałem się w języku Układu Warszawskiego, między innymi budowaliśmy mały biurowiec dla pewnej spółki prawniczej. Któregoś dnia dwaj wspólnicy, młodzi, wysportowani i elegancko ubrani
przyszli obejrzeć na ile zaawansowana jest budowa i w trakcie oględzin mój chorwacki szef przedstawił mnie im. Mimo że wyraźnie starałem się cyzelować
swoje imię, obaj panowie za cholerę nie potrafili je powtórzyć i w akcie desperacji
rzuciłem, że przecież Zbigniewem jest chociażby profesor Brzeziński, obaj prawnicy spojrzeli na siebie i prawie jednocześnie zapytali – Kto to jest profesor Brzeziński??? I w tym momencie wypadła mi z rąk łopata – świeżo dyplomowani kanadyjscy prawnicy nie wiedzą w 1989 roku, kto był doradcą prezydenta Cartera do spraw bezpieczeństwa narodowego w latach 1977 -81!!!
Dzisiaj zapewne ci prawnicy mają jeszcze większą kancelarię , piękne domy, jachty
i co tylko zapragną, a ja choć znam nazwiska sekretarzy stanu nie tylko prezydenta Cartera, ale nawet prezydenta Kennediego dalej macham łopatą…
Nie to żebym się żalił, po prostu konstatuję fakty…
Zgadzam się z panem Markiem.Byłem 3 tygodnie temu w Pensynwalii w Stolicy tego kraju w Filedelfii,zresztą pierwszą stolicą USA.Życzliwość jako turysta odbierałem na każdym kroku,uprzejmość i chęć niesienia pomocy.Niezależnie od koloru skóry.W Kanadzie spoleczeństwo generalnie żyje w ustawicznym strachu i panice.Też są wspaniali ale ogromnie bojaźliwi.Niesienie pomocy bliźniemu często się kończy sprawą o odszkodowanie lub włóczeniem po sądach w charakterze świadka.W Polsce panuje nieracjonalne chamstwo na każdym kroku.Zawiść,głupota i nieufność do wszystkich.W urzędach polskich petent jest intruzem w Kanadzie jesteś gościem potrzebującym pomocy.I różnic jest bardzo dużo w każdym temacie.