Sztandar z narzędziami
4 maja 2007Skutki uboczne sztandaru z narzędziami
8 czerwca 2007ROCK KLASYCZNY czy geriatryczny?
(„Gazeta” nr 97 21.05.2007)
W tygodniku „Wprost” z 13 maja znalazem artykuł Roberta Leszczyńskiego pt. „Rock geriatryczny”, który zaczyna się następująco:
„ Polska stała się domem starców, w którym rockowi weterani dorabiają sobie do emerytury. 35-letni piłkarz sam wie, że pora zakończyć karierę, bo nie może już dogonić 18-letnich kolegów.” Dwa zdania i oba nieprawdziwe. Po pierwsze rockowi weterani „dorabiają sobie” przede wszystkim w Ameryce i Europie Zachodniej gdzie bilety na ich koncerty kupuje w połowie jednak młodzież. Po drugie to ciągle nawet 35-letni muzycy nie mogą dogonić tych ponad 60-letnich kolegów. Wiem co mówię bo być może widziałem więcej koncertów, w większości właśnie tych „weteranów”, niż Robert Leszczyński. Lata 90-te obfitowały w powroty na trasy koncertowe większości muzyków rozpoczynających działalność w drugiej połowie lat 60-tych. W USA i Kanadzie miałem okazję, żeby usłyszeć ich na żywo. Czasami były to unikale koncerty jak Ten Years After z Alvinem Lee czy Traffic, czasami takie, które na pewno się już nie powtórzą jak Steve Ray Vaugan czy Wille Dixon. I kompletną bzdurą jest stwierdzienie Leszczynskiego, że „sentment i brak osłuchania” powoduje, że sprzedają się na nie bilety. Z sentymentu drogi kolego to można iść może na Bobby Vintona. Ten „rock geriatryczny” jak go nazywa autor ma się zadziwiająco dobrze. Całe szczęście, bo jakbym musiał słuchać, jak wynika z tekstu, ulubionych przez Leszczyńskiego „Red Hot Chili Peppers” czy „System of a Dawn” to wolałbym jednak nauczyć się wędkować. Wszyscy mamy swoje gusty i jakby nie było jest to jakąś motywacją do tworzenia różnorodnej sztuki, lecz gust a obiektywizm to są dwie różne sprawy. I tak obiektywnie, więcej jest muzyki w pierwszych 30 sekundach „Hej Joe” Hendrixa niż niejednoktrotnie w całym nagraniu niejednej z tych obecnych „młodzieżowych kapel”. Niestety prawda jest taka, że oni nie potrafią komponować. Tworzona przez nich muzyka jest depresyjnie monotonna, brak w niej melodii i warsztatu instrumentalnego. Swój brak muzycznego talentu często maskują przygłupimi videoklipami lub zwykłym wulgaryzmem. Znów obiektywnie trzeba przyznać, że Hendrix, Morrison czy Jagger też mieli swoje wyskoki, ale zrobili też kawał dobrej roboty a po ich następcach zostaną prawdopodobnie tylko wyskoki. Tacy artyści jak Iggy Pop czy Axl Rose nigdy nie tworzyli dobrej muzyki i byli raczej rockowymi modelami bardziej do oglądania niż słuchania i rzeczywiście mogliby dać sobie spokój z występami. Zresztą pojęcie muzyki określanej jako rockowa jest dość szerokie. Zawsze mnie denerwuje jak widzę w sklepie z płytami na tej samej półce „Kiss” i “King Crimson”. Zespoły te łączy tylko to, że używają podobnych instrumentów. A jest jednak jakaś różnica pomiędzy góralem grającym na skrzypcach pod chatą a Konstantym Kulką grającym na skrzypcach Bacha, że już o tym grającym na dachu nie wspomnę.
Dalej Leszczynski twierdzi że: „ulegali oni starczej demencji” a to dlatego że z biegiem lat muzyka ich stawała się coraz gorsza. Oczywiście autor jakby nie stara się rozumieć, że komponowanie to nie lepienie pierogów i najwybitniejsze dzieła większość kompozytorów tworzyła za młodu. Jednaki i tu czasami było inaczej. Przykładem jest choćby Pink Floyd czy The Beatles. Najbardziej niesprawiedliwa jest jednak fałszywość takich porównań, bo w ogromnej większości przypadków te słabe płyty „weteranów” porównywane są do ich najlepszych utworów, ale są one i tak lepsze niż te dobre nagrane przez tych, którzy próbują ich jak do tej pory tylko naśladować.
Trzeba chyba być w tym kultowym już stanie pomroczności jasnej by napisać „muzycy młodszych pokoleń przy okazji punkowej rewolucji urządzili istną rzeź dinozaurów” O jakiej mówimy rewolucji? To że grupki małolatów zfrusrowane tym, że są jednak „cienkimi” muzykami zaczęli się trochę wygłupiać. Czy taki muzyczny ignorant jak Wiśniewski robiąc z siebie świadomie czy nie, ale jednak pajaca, dokonuje rewolucji lub rzezi autentycznych rockowych artystów takich jak np. Tadeusz Nalepa czy Józef Skrzek? Na szczęście dzieciaki po zabawie pajacami zwykle dorośleją i prędej czy później trafią jednak na bluesy Nalepy. Kolejnym przekłamaniem jest wykpiwanie przez Leszczyńskiego pojęć takich jak wirtuozi rocka, czy cytuję: „przekomicznych prób klasycyzowania rocka”. Czy ktoś kto zajmuje się publicystyką muzyczną może kwestionować, że Eric Clapton, Jimi Hendrix, Robert Fripp, Jimi Page, Rick Wakeman,Vangelis i wielu innych to wirtuozi. Faktu, że muzyka przez nich stworzona stała się już właśnie klasyką nikt chyba nie kwestionuje, no może oprócz Roberta Leszczyńskiego.
Pojęcie klasyki rodzi się w chwili gdy przez długi okres nie powstają dzieła na wysokim poziomie. Podobny problem dotyczy zresztą również tzw. muzyki poważnej, gdzie do znudzenia słyszymy tylko interpretacje utworów klasyków. A taki zespół Deep Purple nagrywając w 1970 roku londyński koncert z orkiestrą symfoniczną gdzie po raz pierwszy odtworzono kompozycje nie Bacha czy Mozarta ale muzyka rockowego, ma większe zasługi w propagowaniu muzyki poważnej wśród młodzieży niż ktokolwiek inny. Wykpiwani przez Leszczyńskiego weterani stworzyli nowe gatunki i trendy w muzyce. To oni zastosowali nieznane dotąd w muzyce instrumenty jak np. syntezatory (Emerson, Lake and Palmer, King Crimson).
Wprowadzili do muzyki rockowej skrzypce (Kansas), flet (Jethro Tull) czy instrumeny orientalne (Beatles). Dzięki takim muzykom jak Page, Clapton czy Mayall odkryto na nowo amerykańskich blusemanów. I co najważniejsze to ich talent i właśnie wirtuozera spowodowały że muzyka rockowa stała się prawdziwą sztuką. Dzięki temu były możliwe niesamowite połączenia między jazzem, folkiem czy muzyką symfoniczną. I niech mi powie redaktor Leszczyński co trwałego stworzyli ci którzy jego zdaniem dokonali tej „rzezi”, oprócz tego że zniszczyli ten dorobek sprowadzając muzykę rockową do dna. Czasami wstyd się przyznać że słucham muzyki rockowej bo mniej zorientowani kojarzą to z tym co oglądają aktualnie w MTV.
Parę lat temu byłem w Toronto na koncercie grupy Black Sabbath (w orginalnym składzie). Nie wiadomo po jaką cholerę ściągneli całą plejadę „współczesnych” zespołów. Ale może nie było to takie złe, oprócz tego,że trzeba było znieść sąsiedztwo kilkuset wytatuowanych przebierańców. Córka kolegi dała się wyciągnąć na ten koncert tylko dlatego, że występowała tam bodajże jakaś „Pantera”. Z satysfakcją muszę przyznać, że ona i jej towarzystwo było zaszokowane. Dostrzegli jednak olbrzymią przepaść w klasie ich ulubieńców a Black Sabbath. Zresztą zespołowi temu ludzie, którzy nawet nie znali ich naprawdę świetnej muzyki chyba ze względu na nazwę przypinali łatki satanistów. Całkiem niesłusznie bo to dopiero Ozzy Osbourne po odejściu od zespołu zaliczył parę kontrowersyjnych wygłupów. Zresztą niektórzy całą muzykę rockową traktowali jak jakieś zło nawet nie próbując jej poznać. Pamiętam jak próbowałem bodajże w 1992 roku namówić koleżanki w Chicago na koncert grupy „Yes”. Należały one do jakiegoś odłamu chrześcijańskiego kościoła.
Powiedziały o tym rodzicom i usłyszały, że na muzykę szatana nie mogą pójść. 15 lat później w torontońskim tygodniku określającym się jako katolicki tatuś jakiejś córeczki prawie reklamuje występ zespołu „New Chemical Romace” czy coś takiego. Oczywiście z pełnym zrozumieniem zgadza się na czarny ubiór i czarne paznokcie małolaty bo taki jest tam rytuał.
Nie znam takiej kapeli ale od czego mamy internet. Na You Tube możecie obejrzeć m.in ich videoclip pt. „Helen”. Nie dość że dno, to jeszcze zgroza. Ja z dziesięć lat temu postąpiłem inaczej, moją córke zabrałem właśnie na koncert „Yes”. Nie tylko nie musieliśmy malować na czarno paznokci ale ona póżniej zaczęła po kolei słuchać domowj płytoteki. Dziś chodzimy razem na koncerty i czasami to ona pierwsza przypomina mi bym kupił bilety na Watersa, Claptona czy Allman Brothers Band. Dość istotną sprawą w muzyce są też teksty. Nigdy w muzyce rozrywkowej nie były one mocną stroną. Sprawiedliwie trzeba jednak przyznać że w porównując je do operowych librettów to i tak były całkiem niezłe. Ale dopiero właśnie dzisiejsi weterani rocka wprowadzili do tej muzyki poezję, swoją własną twórczość jak i wiersze innych poetów. Morrison, Cohen, Dylan, Young, Lennon czy Waters napisali do swojej muzyki słowa mądre i do dziś zadziwiająco aktualne. I nie kto inny ale właśnie oni mają większą zasługę w propagowaniu poezji wśród młodzieży niż niejeden literacki noblista. Pozwolę sobie znów powołać się na przykład Michałą Wiśniewskiego, bo z ciekawości byłem na jego występie w Toronto w ramach jego ślubej amerykańskiej trasy, reklamowanej jako „Las Vegas Show”. Trudno tu coś powiedziec ale pewne jest jedno, gdyby “szoły” na takim poziomie odbywały się w Las Vegas miasto zarosłoby już dawno kaktusami. Lecz Wiśniewski zapowiadając kolejną piosenkę pt. „Pocałuj mnie tam gdzie ja sam nie mogę” i drapiąc się przy tym wymownie w tyłek możliwie objawił nam nowy hymn coś na miarę hippisowskiego „All you need is love”.
Wracając do tekstu Leszczyńskiego czytamy dalej: „gwiazdy , które znajdowały się poza systemem , teraz działają jak globalne korporaceje” . Przepraszam ale do kogo te pretensje? To że oni m.in. The Beatels (Apple) czy Led Zeppelin (Swan Song) założyli własne studia nagraniowe jest czymś niewłaściwym? Zarobione pieniądze przeznaczyli na uniezależnienie się od korporacji takich jak firma Atlantic, która wymuszała na Led Zeppelin repertuar pierwszej płyty nie wierząc w jej sukces. Muzykom udało się jednak postawić na swoim a efekty znamy. I wreszcie dochodzimy do końca artykułu gdzie autor stwierdza „ciągle pojawiają się nowi orginalni wykonawcy, jak choćby Systen of a Down, Coldplay, czy Arctie Monkeys. Nikt ich jednak do Polski nie zaprasza. Zwrócimy na nich uwagę kiedy się zestarzeją.” Koncert to nie ślub, na niego się nie zaprasza ale organizuje. Teraz gdy nie rozliczamy się już w rublach transferowych, bilety na koncert kosztują prawie tyle samo co w Ameryce lub więcej. Byłem w ubiegłym roku na koncercie Davida Gilmoura w Stoczni Gdańskiej, bilety za które zapłaciłem po 450 zł (czyli około 160 dolarów kanadyjskich)
kosztowałyby w Toronto nie więcej niż 70 dolarów. Pomijaąc już fatalną organizację i nagłośnienie. Więc może po prostu agencje nie widzą szans by zarobić na takich imprezach. Nie przypuszczam by też ktoś na nich zwrócił uwagę gdy się zestarzeją. Do tej pory zostaną zastąpieni przez młodszych, bo tak naprawdę to specjaliści MTV decydują w której dziurce nosa mają przypiąć kolczyk i na jaki kolor mają wymalować włosy, a muzyka ? Jaka tam muzyka, za drzwiami czeka stu takich jak oni i dlatego nie ma powodu do obaw że ciągle ci sami będą nas katować swoją „muzyką” aż do emerytury. Na zakończenie koronny argument ludzi takich jak Robert Leszczyński na jakby nie było fenomen „geriatrycznych rockmenów”. Wiadomo, przecież była wojne w Wietnamie, narkotyki, hippisi, ot i cała tajemnica. Tylko, że teraz mamy nie takie wojny, ówczesne narkotyki to były cukierki miętowe w porównaniu do dzisiejszych i też mamy też różnych skinów i punków, tylko tej sztuki jakoś nie słychać. Muzyczne komentarze do współczesnych czasów ciągle piszą „weterani” np. Neil Young i jego nowa płyta
„Living with war”. Gdzie są ci „młodzi gniewni”. Prawdopodobnie u fryzjera, robią
sobie „irokeza” bo to nadaje jednak „gniewny” wygląd, zapominają tylko, że ten nastrój udziela się również tym, którzy na nich patrzą.
Niestety uzdolnieni muzycznie prawdopodobnie „kosmici” nawiedzili Ziemię w przybliżeniu ponad 200 lat temu, kolejna inwazja miałą miejsce około 150 lat później czyli po połowie XX wieku. Przyjmując tą częstotliwiść możemy się spodziewać, że następne uzdolnione muzycznie pokolenie pojawi się około 2100 roku. Powinniśmy więc bardziej dbać o nasze stare CD czy DVD by przetrwały do tego czasu.
PS.
Tak jak Robert Leszczyński w Polsce tak ja w Kanadzie chciałbym podać parę dat gdzie będziemy mogli zobaczyć „koncert dla oldbojów”:
Czerwiec: 1 -„America”, 8- „Grand Funk Railroad”, 19-“Chicago”, 27- Peter Frampton
Lipiec: 7- Bob Dylan, 14-Roger Waters 20-John Fogerty, 22-Police, 25- “Mountain”, The
Zombies” “The Turtles” “Badfinger” 31- The Allman Brothers Band
Wrzesień: 7-“Genesis”, 19- “Rush”
Listopad: 24- “Jethro Tull” a ponadto 8 czerwca koncert orkiestry symfonicznej wykonującej utwory spółki kompozytorskiej Page-Plant czyli grupy „Led Zeppelin”
To są tylko te koncerty na które można już teraz kupić bilet, a na większość już tylko było można. W dodatku dotyczą tylko Toronto i okolic i po co ten kit o „polskim domu starców”.
A co w tym najważniejsze nikt kto na nie się wybierze na pewno nie będzie zawiedziony.
Krzysztof Sapinski
Toronto