….a teraz Polacy, czyli emigracja do Kanady
6 stycznia 2013Zdradzeni o świcie czyli tajemnice „Tajemnicy Westerplatte”
17 marca 2013Led Zeppelin, Kabareton, Weekend czyli kultura i chałtura w Polskim Centrum Kultury
Bańka jak rząd Tuska
Kabaret pod Bańką, po 15 latach wsłuchiwania się w głosy publiczności przyznał, że coroczne kabaretony były trochę przydługie, a przy tym za mało śmieszne. Tak więc kampania reklamowa 16 kabaretonu przebiegała pod hasłem „Będzie krócej i śmieszniej”. Jednak opuszczając nocą z 1 na 2 lutego Polskie Centrum Kultury można było się poczuć jak wyborcy Tuska, kiedy zorientowali się, że żadna z wyborczych obietnic nie została zrealizowana. Często mogliśmy się przekonać, także na tej scenie, że poziom polskiej sztuki kabaretowej dawno już sięgnął dna. Lecz Bańka sporo po Polsce ostatnio podróżowała, była więc nadzieja, że na tym dnie wypatrzą jakąś perełkę. Owszem znależli muszelkę w Toruniu. Nie zajrzeli widocznie do środka, ale w tym mieście niewiernym być nie wypada. Okazało się jednak, że zapowiadany jako fenomenalny kabaret „Afisz”, na afisz trafił chyba tylko za pomocą cudu wyproszonego przez ziomków redemptorystów. To, że sala po tym dość żenującym występie nie opustoszała, spowodowała chyba tylko mająca wystąpić po przerwie „mega gwiazda” 16 kabaretonu Dorota Stalińska. Jej występ poprzedzała też mega przerwa, ale to mogło być znakiem, że gwiazda się skupia i będą niezłe jaja. Chociaż Waciakowa przygotowała publiczność swoim świetnym występem do rozumienia nowoczesnej sztuki, nikt się chyba nie spodziewał, że spotka sie z nią już tego wieczoru. Gwiazda do sztuki kabaretowej podeszła bardzo nowocześnie bo zamiast robić jaja dla publiczności, zrobiła sobie je ale z niej. Cóż, po tym występie wypada chyba zwrócić honor Kazikowi, który jak zorientował się, że nie potrafi dać dobrego koncertu wolał schować się za kulisami. Czy Stalińska tak nie zrobiła tylko dlatego, że za kulisami sceny w PCK jest trochę ciasno? Sama Bańka na całe szczęście pozostała przy tradycyjnej formie sztuki. A zapowiadane reformy? Cóż, rzadko kiedy udaje się je wprowadzić już za pierwszym razem. Czasami potrzeba na to nawet pięciolatki. Ale wierzymy, że już 17 kabareton to będzie prawdziwy POPiS.
Led Zeppelin w PCK
Z pewnością wiele osób próbowało zabrać na ten występ swoje dzieci zachęcając, że na jedyny po 27 latach, od zakończenia działalności koncert tego zespołu bilety chciało kupić 25 milionów ludzi. W odpowiedzi mogli usłyszeć, że zespół Weekend na YouTube miał już 40 milionów „kliknięć”. Niby wszystko prawda tak jak i to, że całkiem trafnie organizator tego koncertu Krzysztof Jasiński, muzykę Led Zeppelin porównał do Bacha XX wieku. Ale jej trzeba naprawdę posłuchać bo kliknięciem się nie da, a w Weekend trzeba kliknąć, bo słuchać się nie da, ot i cała różnica. Oczywiście w Polskim Centrum Kultury 25 stycznia zagrała grupa kanadyjskich muzyków „Ozone Baby” wykonująca wyłącznie zeppelinowski repertuar, jednak ci którzy przyszli na ten koncert czasami mogli mieć złudzenie, że grają tam prawdziwi Zeppelini. Bo kto wie czy nie byli to najlepsi muzycy jacy grali na tamtejszej scenie. Blisko pół wieku temu, kiedy nie tylko zresztą Led Zeppelin zaczynał tworzyć muzykę całkiem inną niż wtedy była znana, nie można było kupić w PRL jej na płytach. Jednak na szczęście znależli się tam wtedy genialni prezenterzy radiowi. Od dzisiejszych, szczególnie tych polonijnych możemy się dowiedzieć najwyżej po ile stoi wołowina z kością. Na krytykę czy posądzenie o bardzo specyficzny gust odpowiadają, że to nie oni, słuchacze tego chcą. Tym bardziej należą się więc słowa uznania dla Krzysztofa Jasińskiego, dzięki któremu mogliśmy w tym centrum kultury przecież, posłuchać muzyki, którą jest właśnie kulturą. Rozważania czy chałtura to też kultura nie mają teraz sensu bo w Centrum Kultury, Weekend już wystąpił. Dobrze przynajmniej, że czujność okazał tu proboszcz sąsiedniej parafii, który owszem dał pozwolenie, ale pod warunkiem aby Weekend odbył się we wtorek i tylko do północy. Bardzo słusznie, bo jakby takie dźwięki dochodziły na plebanię w środę popielcową to nic, tylko udać się na polowanie.
Pal licho Palikota
Chociaż z wnioskiem o zalegalizowanie marihuany Palikot ma rację, to sam jest najlepszym przykładem tego, że jej używanie nie jest wcale nieszkodliwe. Jego szopka z Grodzką to czysta prowokacja mająca na celu destrukcję państwa. Jeżeli dopuszcza się tego poseł RP to jest to albo zdrada, albo skutki palenia trawy. Sejmem, którego rolą jest rozwiązywanie problemów państwa nie mogą kierować osoby, które mają spore problemy same ze sobą. Faworyta Palikota nawet nie czekając na nominację wygłosiła teorię, według której homoseksualiści najlepiej wychowują dzieci. Sukcesem Palikota było to, że dali się sprowokować ci, którzy tą prowokację dostrzegli, ale nie potrafili powstrzymać emocji. Z atakiem na nich ruszyli ci, których kiedyś Lenin określił mianem pożytecznych idiotów. Dla nich obrona rodziny jest ciemnogrodem i nie nadążaniem za nowoczesnością. A nowocześni inżynierowie dusz biorąc się za przekonstruowywanie społeczeństwa najwyrażniej o zasadach inżynierii nie mają pojęcia, bo mówiąc bardzo obrazowo, trwałe także międzyludzkie połączenie możliwe jest tylko przy pomocy śruby i nakrętki. Jeżeli ktoś ma jeszcze jakieś wątpliwości może sobie zadać pytanie, ile pokoleń może mieć homoseksualna „rodzina”. Całkiem możliwe, że to wcale nie amerykańska paranoja, ale obserwacja obecnych w każdym zachodnim kraju „palikotowych pajacyków” są przyczyną coraz rzadszych ataków islamistów. Widocznie stwierdzili oni, że lepiej przeczekać i sami się zlikwidujemy. Ale pal licho Palikota, bo on sam do tej pory pędziłby w Lublinie żołądkową gorzką, gdyby nie zdegustowani swoimi wybrańcami wyborcy poszukający jakiejś odmiany. Teraz sprawa staje się jednak poważniejsza. Udział w wyborach deklaruje już tylko połowa Polaków, ale czy wybieranie ciągle kolegów kolesiów ma w ogóle jakiś sens? Czy nie lepiej do zarządzania krajem zatrudnić na umowę-zlecenie profesionalistów? Na pewno wyszłoby taniej i można byłoby ich za efekty pracy rozliczyć. A w tym zakładzie pracy chronionej przy Wiejskiej nie sposób, bo tam pracowników przed pracodawcami chroni, jak oni to sobie cwanie wykombinowali, nie dozorca tylko ten, immunitet.
Tytułologia stosowana dopadła Lizonia
Tytułologia stosowana dopadła też posła Władysława Lizonia. Kolejny z przelicznych tygodników polonijnych, tym razem „Wiadomości” tłustym drukiem w tłusty czwartek poinformował: „Poseł Lizoń przeciwko polityce premiera Harpera”. Sprawa dość ciekawa bo przecież obaj są z jednej partii, czyżby więc chodziło o jakąś polityczną zdradę ? Raczej mało prawdopodobne, bo u Harpera jak u Tuska trudno się się jakiejś bardziej wyrazistej polityki dopatrzeć. Okazuje się jednak, że chodziło tu o aborcję, która w Kanadzie była legalna przed Harperem i on nie zamierza tu niczego zmieniać, czyli kontynuuje politykę poprzednich rządów. Problemem tym jak widać wszędzie zajmują się przeważnie ci, których on nie dotyczy. Jak się trafi ktoś młodszy to przeważnie polityk, który zorientował się, że radykalne stanowisko w tej sprawie pomaga w szybkim zdobyciu rozgłosu. Oczywiście nie przeszkadza im to w dokonaniu takiego zabiegu, jeżeli to oni znajdą się w potrzebie. Ale przecież politykowi dużo łatwiej troszczyć się o tych jeszcze nienarodzonych niż o tych, którzy się już urodzili. Nic nie słychać o występowaniu przeciwko ich oszukiwaniu już kilkanaście lat po urodzeniu, kiedy odsetki od pożyczek studenckich rosną, a miejsca pracy właśnie dzięki politykom przeniesiono gdzieś do Meksyku, albo aż pod Pekin. Nie sposób chyba znaleźć też polityka, który zaprotestowałby przeciwko lichwiarzom zwanym też dyrektorami banku. A zarabiają oni po 12 milionów rocznie, co stanowi ponad 30 lat pracy klienta płacącego haracz na ich pobory. Powód jest tu dość prosty, bo pracę taką dostają nie żadni tam geniusze, tylko najczęściej byli politycy. Czy ktoś jest w stanie wyliczyć ile aborcji się dokonuje właśnie dlatego, że wielu nie może za swoje pobory utrzymać rodziny? Najprościej jest straszyć zdesperowane albo nie dorosłe do macieżyństwa kobiety, którym to się przytrafiło. Kościół piekłem, a niektóre państwa kodeksem. Lecz tak naprawdę czy odbieranie kobiecie prawa do decydowania samej o swoim ciele nie jest aby odbieraniem jej człowieczeństwa? Polityk swój cel czyli rozgłos osiągnie, chociaż nie na długo bo wyborcy nie gęsi i swój rozum mają. Ale wtedy, zostanie on już właśnie dyrektorem banku lub doradcą korporacji. A wracając do tytułologii stosowanej co to będzie jak Harperowi ktoś przetłumaczy tylko sam tytuł?
„LOTać Dreamlinerem” Show
Ludowy show „LOTać Dreamlinerem” zatacza coraz większe kręgi. Po przywitaniu pojazdu w Warszawie, na które stojąca na krawędzi bankructwa firma wydała miliony, z programem udano się w świat. W dniu przylotu samolotu do Chicago na tamtejszym lotnisku pojawił się komitet powitalny, podobno nawet był chleb i sól oraz wystawa o historii polskiego lotnictwa. Jak grom z jasnego nieba spadła więc amerykańska decyzja uziemniająca nie tylko ten nasz, ale wszystkie Dreamlinery. Podobno ten wadliwy akumulator był tylko pretekstem, bo tak naprawdę zaczęto się obawiać, że LOT zacznie organizować podobne uroczystości na wszystkich lotniskach gdzie się pojawi z tym samolotem. Na chicagowskie przybyła przedstawicielka Boeninga na Europę Centralno-Wschodnią, którą jest od 2006 roku Henryka Bochniarz. Zamówienie na Deamlinera podpisano w 2005, więc musiała się w tej sprawie mocno zasłużyć. Teraz kiedy w negocjacjach nad finansami Unii Europejskiej znów Polska oczekuje jak największych dopłat, wypłat czy dotacji na pewno pora się zastanowić czy branie tych pieniędzy, wydawanych potem na bardzo podobne produkty z poza Unii na pewno jest zgodne z polską racją stanu. Lecz takich „koni amerykańskich” jak Bochniarz na pewno jest w Polsce większe stadko. Tak przy okazji, czy ktoś jeszcze pamięta o jakimś offsecie, który przy zakupie używanych F16 miał być głównym powodem zawarcia bez żadnego przetargu tamtej umowy?
Romaszewski: opozycjonista czy najemnik?
Czy żądanie opozycjonisty odszkodowania od państwa, które powstało przecież też dzięki niemu, ma jakiś sens? Przypomina to roszczenia amerykańskich Żydów domagających się od Polski odszkodowania, za zniszczone przez Niemców kamienice. Jeżeli jednak ktoś taki rachunek wystawił, to można go nazwać raczej najemnikiem, a nie opozycjonistą. Oczywiście może on uważać, że to jeszcze nie takie państwo o jakie mu chodziło, ale w takim razie powinien dalej działać w podziemiu, a nie od ponad 20 lat pozwalać się wybierać jego senatorem, którym został tylko dlatego, że działał w opozycji. Dość jest to zagmatwane i możliwe, że się Romszewskiemu wszystko pomieszało. Może teraz tego żałuje, ale przecież nie była to jakaś palnięta gafa, tylko świadomie przygotowany długi proces, który zakończył się wyrwaniem od współobywateli ćwierć miliona złotych. W dodatku nikt tu nie ma najmniejszych wątpliwości, że ten werdykt zapadł tylko dzięki wpływom jakie zdobył w czasie tego senatorowania no i także jego senatroskim „dietom”. Jego koledzy z opozycji, którzy czasami bardziej niż on wtedy ucierpieli na taką sumę muszą pracować prawie 10 lat, a jeżeli nawet, któryś też domagał się podobnego odszkodowania z reguły otrzymywał symboliczną kwotę. Niestety, ale opozycja PRL-u nie dorosła do rządzenia krajem. Udowodnili to już po trzech latach od odtrąbienia zwycięstwa kiedy oddali władzę z powrotem tym, przeciwko którym działali. Może właśnie dlatego oświadczenie o końcu komunizmu w 1989 roku na wszelki wypadek wygłosiła aktorka. Czy Polacy nie powinni im też wystawić rachunku, za stracone złudzenia? Wcale nie lepiej wyglądają wybrańcy narodu, którzy w tamtych czasach bawili się w piaskownicy. Jak tu mówić o końcu komunizmu, kiedy jak jakiś komuch powie czasami „jest pan zerem panie pośle” to aż nie sposób nie przyznać mu racji. Sądowi IIIRP cytować komucha może nie wypada, ale w tej III czy jak kto woli IVRP, też powstały kultowe już powiedzenia. Dzięki takiemu: „spieprzaj dziadu” nie tylko oszczędzono by społeczne pieniądze ale też pazernego senatora przed kompromitacją. A może to, że wysoki sąd, nie zacytował, parafrazując Wałęsę, ani lewej ani prawej „nogi” pozostając „po środku” miało być jakimś dowodem jego niezawisłości?
Bezdomna orkiestra
Od wielu lat polonijnym finałom Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy towarzyszyły imprezy, które przyciągały tłumy chętnych wrzucić coś do puszki jej sympatyków. Rzadko i niechętnie otwierały się dla niej drzwi Polskiego Centrum Kultury im. Jana Pawła II. Dlaczego tak się działo można się było domyślać po dość skandalicznym przypadku sprzed dwóch lat, kiedy to z sąsidującej z Centrum parafii wezwano policję przeciw kwestującym tam wolontariuszom. Jak to się ma do powszechnie deklarowanej miłości do błogosławionego patrona PCK, który akcję tą popierał? Żaden nie Oblat, chyba tego nie rozbierze. W tym roku podczas 21 torontońskiego finału chyba po raz pierwszy orkiestra okazała się bezdomna i ograniczono się tylko do ulicznej zbiórki . Sporym błędem organizatorów był brak o tym informacji w prasie, bo jednak wiele osób próbowało szukać ich w hali litewskiej, która często na tą okazję była wynajmowana. W przeddzień akcji w polonijnym programie telewizyjnym „inKultura” również nie tylko o tym nie poinformowano ale nie wiadomo dlaczego komunikat zilustrowano relacjami z kostrzyńskiego festiwalu „Woodstock”. Złośliwość czy raczej bezmyślność? Jak nie można pomóc, to przynajmniej nie trzeba szkodzić. Wiadomo, że festiwal ten jest przez przeciwników Owsiaka traktowany jako demoralizator młodzieży finansowany za zebrane przez nią w finale pieniędze. Pogłoski te, zresztą nieprawdziwe rozpowszechniane są przeważnie przez tych, którzy nigdy na tym festiwalu nie byli, a dzieci mają już na tyle wyrośnięte, że do orkiestrowej pomocy się nie kwalifikują. Może właśnie dlatego w tym roku po raz pierwszy orkiestra grała czyli zbierała nie tylko dla tych najmłodszych, ale i dla najstarszych. Może wreszcie do rady starszych z Polskiego Centrum Kultury im. JPII dotrze, że warto pomóc ludziom mającym dobrą wolę by innym pomagać? Zobaczymy już w styczniu.
53 Comments
@Piotr
W polemicznym zapale chciałem na całego bronić swoich koncertowych racji, ale po chwilowym namyśle, chyba powinienem się z Panem zgodzić. Dla dobra muzyki rockowej, jej ponadczasowosci, trzeba czynnie wspierać młodych muzyków chcących propagować dokonania starych mistrzów poprzez koncerty i tym samym wciągających w zaczarowany świat rocka kolejne pokolenia fanów. Mój dotychczasowy sceptycyzm bierze się stad, ze mieszkając w ciagle jeszcze prowincjonalnym Gorzowie, częściej o koncertach marze niż na nich bywam i być może gdybym obejrzał i wysłuchał młodzieńców z Ozone Baby tez by mi się spodobało, ale chyba moje uszy lepiej by strawily covery niż wierne kopie oryginalnych utworów, gdyż propozycja słuchania muzyki Led Zeppelin bez gitary Page’a i głosu Planta, choćby tylko w mojej wyobraźni, wydaje się mało smakowita…
PS.
A czy aby na pewno za życia Chopina, ktoś inny grywał jego utwory na publicznych koncertach?
@Zbyszek
pewnie tak, a jak sam juz nie mógł lub nie chciał to na pewno tak
Do Marka: Secula-seculorum.!