Z polskimi świętami to wcale nie jest taka prosta sprawa. Bo jak tu się radować trzeciego maja, kiedy data ta przypomina nam polskiego króla Stanisława, agenta rosyjskiej carycy, który jako ostatni na takim urzędzie zgasił światło w państwie Polska. Dobrze, że carycą Katarzyną Wielką zainteresował się niedawno śledczy poseł Suski. Dzień Zwycięstwa czy raczej klęski? Oto jest pytanie, które zadajemy sobie tydzień później. 11-go listopada nie mamy podobnych rozterek, tylko ta pogoda, która nie pozwala nam hucznie świętować jak na przykład w Canada Day. Niestety w tym okrągłym stuleciu, tak jak przy okrągłym stole, mocno poobijaliśmy się o kanty, czyli 45 lat sowieckiej okupacji. A okantowali nas nie wrogowie, ale sojusznicy, zresztą ci sami, których mamy teraz. Polonijne obchody naszego święta narodowego zwykle ograniczały się do akademii lub bankietu dla polonijnych działaczy, których dzieci często już nie mówią po polsku. Trzeba przyznać, że Kongres Polonii Kanadyjskiej próbował jakieś cztery lata temu zrobić coś więcej dla Polski, którą zaprezentowano w naprawdę wielkim towarzystwie, tylko, jak się okazało, były to dinozaury w torontońskim muzeum (czyt. prawda.ca – styczeń 2013). Aby Polonia nie zapomniała o ojczyźnie, musi czuć, że ojczyzna nie zapomiała o Polonii. I tu właśnie potrzebna jest u nas dobra zmiana. Jest ku temu też dobra okazja, bo niedawno odbyła się „instalacja” nowego konsula. Z Londynu, skąd przybył, przywiózł ze sobą logo tamtejszego Polish Heritage Day i tamtejszym też zwyczajem zwrócił sie do organizacji polonijnych o pomysły na jubileuszowe uroczystości. Pomysł z nazwą może nawet dobry bo trudno nam wytłumaczyć niepolskim znajomym, dlaczego państwo ochrzczone w 966 roku, w 2018 obchodzi dopiero setną rocznicę niepodległości. Wprawdzie jej odzyskania, ale tu znów trzeba byłoby tłumaczyć o tym królu i carycy. Pewne wątpliwości budzi tylko ten znak polskich sił powietrznych. W Anglii to co innego, jedni patrzą na biało-czerwoną szachownicę z wdzięcznością, a u innych może powodować wyrzuty sumienia, lecz u nas może kojarzyć się raczej z Air Show, w którym niestety polscy piloci nie biorą udziału. Pomysły działaczy na obchody mogą przerodzić się w rywalizację o dotacje, dla dwóch głównych polonijnych imprez: Roncesvalles Festival w Toronto i Polish Day w Mississaudze. Drobna zmiana w kanadyjskiej wersji, z „Day” na „Days”, w uprzywilejowanej pozycji stawia imprezę w Toronto, która trwa dwa dni. Czy jednak na to stulecie nie powinna być zorganizowana jakaś wyjątkowa uroczystość? Nie przez Polonię pod patronatem Konsulatu, ale przez Konsulat pod patronatem Polonii. Jak w nazwie stoi, dwudniową i koniecznie z fajerwerkami jak to bywa przy takich okazjach na całym świecie. No i dobrze byłoby świętować rodzinnie, gdzieś w plenerze. A my przecież mamy takie miejsce, nawet z nazwy bardzo związane z tym świętem, bo to przecież Ignacy Paderewski bardzo się do tego przysłużył. Park jego imienia ma świetną lokalizację, profesjonalną scenę oraz doświadczone w organizacji dużych imprez kierownictwo. Najlepszą rekomendacją jest to, że tu właśnie w 2014 roku ówczesny premier Kanady, Harper, zorganizował festyn swojej partii. Można by zaprosić orkiestrę Rozbickiego, polonijnych i polskich artystów, nawet z tym Mirosławem czy Sławomirem na czele. Tylko, że listopad odpada, bo sorry, ale taki mamy klimat. Jednak mamy przecież inne święto bardzo powiązane z tym listopadowym, a jakoś często zapominane. W sierpniu 1920, czy to był cud czy strategia, to bez tego zwycięstwa nasza, przy pomocy Paderewskiego odzyskana niepodległość trwałaby tylko niecałe dwa lata. W dodatku park ten należy do weteranów armii polskiej i trening przed przypadającą już za dwa lata setną rocznicą bitwy warszawskiej bardzo by się im przydał, bo często ich imprezy sprawiają wrażenie, jakby miały miejsce ze sto lat temu. Więc wygląda na to, że mamy i gdzie i kiedy zrobić dla tej ważnej dla nas rocznicy coś więcej niż tylko uliczny jarmark. Może pamiętając, że następna taka okazja będzie za sto lat, damy radę.