Po raz pierwszy na budowie w Mississaudze odnotowano opóźnienie. Przybyło tylko 2 piętra zamiast, jak to zwykle bywało czterech. Ponieważ zima nie była ostra a o strajkach związkowców nie słyszeliśmy, bo oni z reguły wolą strajkować latem gdy pikietując można wygrzewać się na słońcu, to możliwe, że wśród budowlańców jest spora liczba osób wyznania prawosłwanego, którzy obchodzą święta właśnie w styczniu. Na budowie w Brampton też nie widać wprawdzie wielkiego postępu ale po raz pierwszy pojawiło się tam więcej niż zwykle ludzi i sprzętu. Niewykluczone, że miała tam przybyć z wizytą czy raczej „po kolędzie” gwiazda zakończonego właśnie festiwalu kolęd, popularna Izabela Trojanowska znana zresztą nie tylko z kolędowego repertuaru.
Odpowiedzi próbuje tym razem udzielić tygodnik Wiadomości z Mississaugi pod bardzo odważnym jak na polonijną prasę tytułem. Tym razem chodzi jednak o pedał gazu, który w niektórych modelach Toyoty nie chce się ponoć cofać. Nie ma to absolutnie nic wspólnego z tym, że elementy postępowe raczej cofać się nie lubią .
Jak wynika z licznych publikacji na ten temat nie zawinił tu wcale pedał z Mississaugi lecz próba normalizacji. O normalizacji uczono nas nawet w PRL-u. Z grubsza polega ona tym aby produkowć cześci tak by możliwie jak najbardziej pasowały do różnych modeli. Jak wgląda mormalizacja w postępowym przemyśle motoryzacyjnym widzimy sami. Obecnie produkuje się dziesiątki prawie identycznych modeli, które można rozróżnić tylko po ich logo, ale każdy producent nawet w swoich pojazdach stosuje, choćby najprostsze części, różne dla każdego modelu i rocznika. Przy zakupie „zwykłej wajchy” czasami dealer żąda VIN dla pewności ,że będzie pasować. Ktoś w Toyocie przypomniał sobie o korzyściach jakie może przynieść taka normalizacja i zastąpił parę różnych pedałów jednym, montowanym do różnych modeli. Jednak okazało się, że trzeba znormalizować jeszcze parę szczgółow, z którymi ten pedał wspópracuje. Ponieważ zdarzyły się, nie liczne na szczęście kolizje tym spowodowane, wycofano z rynku tysiące pojazdów a nawet wstrzymano ich produkcję. Amerykańskie firmy motoryzacyje, które jakby tylko na to czekały prześcigają się w ofertach zastąpienia Toyot swoimi pojazdami. Fakt, że zajmują się tą sprawą nawet amerykańskie instytucje rządowe może stwarzać jednak podejrzenie czy czasami nie mamy tu do czynienia z kolejną formą pomocy niedawnym bankrutom.
Na takie wiadomości jesteśmy od czasu sprawy Dziekańskiego bardzo wyczuleni. A tu jeszcze głos w tej sprawie zabiera pan Benedykt Gondek, polonijny znawca łaciny (AWS nr 13 z 20.09.2009). Spodziewaliśmy się, że tym razem zamiast biskupowi udzieli po łacinie reprymendy jakiemuś ministrowi. Napisał jednak po polsku i nie do ministra tylko do Gońca. Właściwie list powinien być skierowany do gazet krajowych bo autor doradza w nim naszym rodakom aby przed podjęciem decyzji o podróży do Kanady udali się do psychiatry.Jak zwykle tego rodzaju porady mogą przynieść więc szkody niż pożytku bo nie trudno sobie wyobrazić reakcję celnika gdy zamiast spodziewanej kiełbasy i czystej wódki znajdzie kwit od psychiatry. Tyle pół żartem, ale tak na serio jakby pan Gondek lub redakcja Gońca potraktowali sprawę poważnie to dowiedzieliby się, że olbrzymią większość zatrzymanych na lotnisku stanowią polscy Cyganie. W czasie pobytu w Kanadzie pracowali często w sklepach z reguły nawet bez wiedzy ich właścicieli. Jak zniesiono wizy nie brali pod uwagę, że współczesne komputery mają bardzo dużą pamięć. Oczywiście ,że zdarzają się czasami również przypadki gdzie cierpią zupełnie przypadkowi ludzie, ale celnikami są też przypadkowi ludzie i sami wiemy, że na pewno znajdują się wśród nich i tacy którzy powinni skorzystać z porady pana Gondka. Jak już jesteśmy przy granicach to od czasu do czasu, szczególnie przy wysyłaniu nowych odziałów do Afganistanu powraca sprawa wiz do USA. Oni zasłaniają się swoimi zasadami, my nie mamy z kolei polityków z zasadami i raczej trudno spodziewać się postępu w tej sprawie. Ale tak znów na serio to czy zna ktoś turystę z Podhala, który zakończyłby „zwiedzanie” Chicago zgodnie z wbitą w paszporcie datą?
Czy można być przywódcą europejskiego kraju, którego języka się nie zna? Ukraiński przykład pokazuje, że jak najbardziej. Nowo wybrany prezydent uczy się i już ponoć dość dobrze mówi po ukraińsku, ale kiedy był premierem Ukrainy kumał tylko po rosyjsku. Jego rywalka też zaczęła się uczyć języka ojczystego krótko przed czterdziestką. Całe szczęście, że Polacy takiej sytuacji nie mogliby sobie raczej wyobrazić. Wprawdzie też mieliśmy kiedyś prezydenta, którego trudno było zrozumieć ale bynajmniej nie dlatego, że mówił po czesku.
Nie chodzi tu o torontońskie pismo które pod własnym, zasłużonym zresztą tytułem, przepisuje teraz Angorę przez co praca redakcji stała się na pewno bardziej klawa. Chodzi o zdjęcie opublikowane w Toronto Star gdzie widzimy związkowca z TTC w czasie pracy. Każdemu może się to zdarzyć wykonując pracę tak bezensowną, że na całym świecie wykonują ją już automaty. Ale mieszkańcy Toronto dobrze pamiętają związkowych terrorystów lekceważących swoich klientów i pracodawców zarazem dla spełnienia swych dość bezczelnych żądań. Gdyby pracownicy TTC byli przyjaźni pasażerom to ci po przyjacielsku by go po prostu obudzili. Zresztą spanie w pracy to większy problem w tym przedsiębiorstwie bo sam prezes Adam Giambrone zmuszony został do rezygnacji z kandydowania na stanowisko burmistrza Toronto ponieważ okazało się, że też spał w pracy, z koleżankami. Czyli możnaby powiedzieć, że śpiący „bramkarz” uratował naszą metropolię przed kolejnym „śpiącym” burmistrzem. Szczytem bezczelności jest tu też postawa działaczy związkowych, którzy zamiast przeprosić za obu członków nazywali opublikowanie w prasie zdjęcia jako „harassment” czyli prześladowanie. Każdy chciałby być tak prześladowanym, jak związkowiec w Kanadzie.
9 Comments
test msg
Za pogadliwe traktowanie Polaków przez władze USA i tylko litościwe, choć też nie zawsze, przez władze kanadyjskie nie winiłbym Cyganów i podhalańskich pseudoturystów, to i tak z roku na rok, coraz mniejszy procent podróżujących za ocean rodaków. Moim skromnym zdaniem i tu narażę się czytelnikom Prawdy, dzieje się tak dlatego, że zarówno polonia amerykańska jak i kanadyjska nie potrafiły jak dotąd odcisnąć znaczącego i trwałego piętna w swoich nowych ojczyznach i ciągle egzystują w narodowych enklawach bez specjalnych sukcesów wykraczających poza ramy tych enklaw. Czy jakiś polityk, sportowiec czy aktor polskiego pochodzenia zrobił karierę? Ktoś powie a jakże i poda chociażby przykłady Zbigniewa Brzezińskiego czy Dana Rostenkowskiego w Stanach i Wayne’a Gretzky’ego w Kanadzie, ale pamiętamy jak kiepsko doradzał Carterowi Brzeziński i jakie przekręty robił Rostenkowski, a wspaniały Gretzky nigdy nawet nie napomknął, że jego talent może mieć związek z polskimi korzeniami, czyli i tak są to pojedyncze przypadki na wielomilionowe społeczności polonijne. Nie wiem dlaczego się tak dzieje, a przecież zdecydowana większość wyjeżdżających za ocean na dłużej bądź na stałe, to najlepsi z nas, zdolni, przedsięborczy i zaradni, sam bardzo dobrze znam dwóch takich, jednego w Toronto, drugiego w Nowym Jorku, którzy jako tako sobie radzą, ale gdyby dotrwali w Polsce do początku transformacji ( wyjechali pod koniec lat 80-tych), to jestem przekonany i oni raczej też, że dzisiaj w Polsce żyli by jak paniska i podróżowali po świecie nie jak podhalańscy turyści, a szanowani biznesmeni, tylko kto mógł wtedy przewidzieć, że komuna tak szybko się zawali, a odrodzona RP całkiem nieźle będzie sobie radzić i z kapitalizmem i ze światowym kryzysem…
PANIE ZBYSZKU, NAJWYRAŹNIEJ NIE MA PAN ZIELONEGO POJĘCIA O POLONII PÓŁNOCNOAMERYKAŃSKIEJ I JEJ HISTORII WIĘC ZAMIAST SIĘ OŚMIESZAĆ SWOJĄ NIEWIEDZĄ LEPIEJ NIECH PAN SIEDZI CICHO I NIE POWTARZA STEREOTYPÓW BO TO CO NAJMNIEJ GŁUPIE. TAK SAMO JAK POLACY W POLSCE NIE ŻYCZĄ SOBIE BY ICH POUCZAŁA PRZEMĄDRZAŁA POLONIA, (I MAJĄ RACJĘ) TAK SAMO I MY NIE CHCEMY BY NA NASZ TEMAT WYPOWIADALI SIE POLACY Z POLSKI KTÓRYCH WIADOMOŚCI O POLONII SĄ ŻAŁOSNE.
Panie Marku, nie bardzo rozumiem co ma tu wspólnego „zielone pojęcie” z faktami. Zbyszek słusznie zauważył, że ta najsilniejsza przecież Polonia amerykańsko-kanadyjska nie potrafiła zaistnieć jako chociaż trochę licząca się siła polityczna ani w USA ani w Kanadzie.
I to nie jest żadne powtarzanie streotypów ale prawda, chociaż może trochę dla nas gorzka. Nie wiem dlaczego uważa pan, że wiadomości Polaków o Polonii
są żałosne. W dobie internetu są one raczej prawdziwe. I nikogo tu nie obchodzi jej historia, bo tu nie chodzi o wzniesione sto lat temu kapliczki na kanadyjskich Kaszubach ale o naszą pozycję jako grupy etnicznej dziś.
Organizacje i polityków etnicznych ocenia się po ich działalności dla swoich rodaków. Jak cieszą się poparciem swoich to traktuje się ich poważnie. A nasi przywódcy w Ontario nie potrafili niedawno nawet pomóc niewielkiej parafii w Toronto. Jak temu podobne rzeczy widzą w Ottawie czy Waszyngtonie to po prostu ich nie wpuszczają na „salony” bo nieudaczników mają dość swoich. A przecież na „salonach”właśnie załatwia się sprawy też między innymi i sprawy wiz.
Kompletną bzdurą jest stwierdzenie, że Polonia nie powinna się wypowiadać na tematy polskie i odwrotnie. Nawet jak posiadamy jeszcze inny paszport
to czujemy się jednak Polakami czego dowodem jest ta nasza dyskusja.
A wypowiedzi na jakiś temat to nie jest wcale wtrącanie się ale komentowanie
czegoś tak jak sami to widzimy. Ktoś może to docenić ale ktoś inny powie, że to głupie.
Tylko w tym drugim przypadku wypadałoby podać jakieś argumenty czego jednak
w wypowiedzi pana Marka zabrakło. Może zapomniał, a może po prostu ich nie ma.
Jakie fakty panie Krzysztofie? Te kilka stereotypow? Trzeba wyjsc z getta Ronceswolki, Jackowa czy Green Point i rozejrzec sie troche. To nie jest forum dyskusyjne tylko komentarze. Nie chce mi sie zawracac glowy przykladami. Jak sie komus nie podoba Brzezinski to nikt mu sie nie bedzie podobal. Niestety prezydentem w USA moze zostac tylko tam urodzony, ale nawet gdyby taki Polak sie znalazl to i tak makontenci znalezli by powod do narzekania. A czy wie Pan kto jest ministrem emigracji i zatrudnienia w Albercie? Jak sie chce faktow to trzeba ich troche poszukac a nie zadowalac sie przypowiastkami w rodzaju jedna baba drugiej babie…
Panie Marku właśnie te getta jak pan to nazwał są dobrym przykładem.
Nikt tam nas siłą nie osiedlał a sztuką jest by zrobić z nich dzielnice chętnie
odwiedzane przez inne nacje. W każdym dużym mieście amerykańskim
i w Toronto również są dzielnice greckie, włoskie, portugalskie czy chińskie.
I oni z nich nie uciekają tylko w nie inwestują. My w Toronto też mamy jeszcze swoją „Ronceswólkę” , która niestety kojarzyła się przede wszystkim z paroma
rzeźnikami. Ci rzadko kiedy zużyli puszkę farby nawet na parę lat a kiedy rząd
kazał im kupić nowy pieniek oburzeni zamknęli sklepy. Oni swoje zarobili dzięki tym
którzy przyjeżdzali do tego „getta” i teraz mają to w nosie. Na ich miejscu
powstają eleganckie sklepy i restauracje ale już nie polskie.
Niestety nie mamy w Toronto łącznie z Mississaugą na przykłąd ani jednej polskiej restauracji, którą można byłoby się pochwalić i zaprosić do niej kanadyjskich znajomych nie mówiąc już o politykach. Podobnie było z właściwie już byłym chicagowskim Jackowem. Jak zajmowane przez Polakówdomy zaczęły się walić, nikt ich nie remontował, łatwiej było je sprzedać i się wynieść. I to nie są wcale przypowiastki ale fakty, które raczej nie cieszą też polonijnego ministra w Albercie. W polityce kraju wielonarodościowego zasady są proste, można liczyć na głosy przed wszystkich swoich, ale żeby przyciągnąć ich od urn trzeba dać się im poznać i coś dla nich zrobić.
Zacznijmy od końca.Są ładne restauracje polskie w GTA. Np.”Barbakan” w której atmosferą jest 18 wieczne miasteczko. „Fregata ” też prezentuję się nieźle a cała reszta ?? Jeżeli geometria tych lokali jest podyktowana wymiarami magazynu z narzędziami czy dywananami ,którą tą rolę uprzednio lokale spełniały to i pustego bracie nie nalejesz jeżeli masz prostopadłoscian -kiszkę i chcesz z tego zrobić restaurację .Bo w Toronto nie ma lokali zaprojektowanych na prawdziwe restauracje.A gdy drodzy przyjaciele przejedziecie sie do REX-a ,Hermandeza lub „PRAWDY na Wellinghton to jest jeszcze gorzej.Brudne obskórne posadzki ,skrzypiące drewniane krzesła ,obsługa w dżinsach z gołymi brzuchami ,koniecznie z kolczykiem w pępku ,w trapkach lub pepegach.To we „Fregacie” są kelnerzy pod muchą i z dobrymi manierami obsługi klijenta.Drogi KEG przy Lakeschore przypomina mi wnętrze Luwru lub zamku królewskiego i śmierdzi starością i spleśniałymi dywanami a kolacja na 4 kosztuje bagatelka tylko 600 dolców.!W polskich knajpkach jest po prostu po naszemu.Można zjeść polskie dania wypić kieliszek czystej bądź piwo i pogwarzyć z sąsiadami.Wiem,że knajpki w Polsce są cudowne,wymuskane pięknie wyposazone.Ale czy wszystkich stać na zjedzenie kolacji z przyjaciółmi ?? To jest własnie ta różnica.!
Polonia.? Przecież jest to przekrój socjalny całej Polski ,wszystkie przywary i zalety.Więc po co to różnicować .?Są różnice w bytowaniu i asymilacji z miejscem.Zapewne.Są trudności w adaptacji zwyczajów i tradycji anglosaskiego kraju.
Ale za ciężka pracę dobrze placą i pozwalają żyć godnie.A jak jest w naszej Ojczyźnie ? Sami sobie odpowiedzcie.!
Prezydent Ukrainy musi się uczyć nowego języka,W tym języku sa zwroty polskiego pochodzenia i rosyjskiego.A Ukrainy przed wojną na mapie nie było jako państwa.!Więć kto mógł wypracować ten język ukraiński.